piątek, 31 maja 2013

Rozdział XVIII- czyli coś się kończy a coś zaczyna.


Nic w przyrodzie nie ginie. Coś się kończy a coś zaczyna. Jedna świeca się dopala, inna właśnie zostaje zapalona. Oko za oko, życie za życie. Skąd to znam? Z autopsji. Moje cholerne jestestwo przyprawia o zawrót głowy. Niepohamowana radość z odzyskania Grześka, szybko zbiegła się w czasie z odkryciem nowego życia. We mnie. Nagły zwrot akcji i kolejne palpitacje serca. Tym razem bezpowrotnie, stała pikająca kreska na aparaturze.
Mam wrażenie, że ostatnio moje życie to jedno wielkie przedstawienie w teatrze kukiełkowym, gdzieś ktoś złośliwie pociąga za nieodpowiednie sznurki, celowo dostarczając mi cierpienia. Ba, co tam ja, najgorzej że cierpią moi bliscy, którzy nie mieli nic wspólnego z Pawłem. Po co przyjechałam do Rzeszowa? Może powinnam odejść, tak samo jak szybko przyjechałam?
Nie. Nie mogę, nie zostawię teraz moich przyjaciół z tym samych.



Stoimy wszyscy nad grobem, w którym grabarze właśnie złożyli trumnę Grześka. Nie jestem w stanie nic powiedzieć jego rodzinie, mamie, która cała się trzęsie z głośnego płaczu, tacie, który już nawet nie próbuje ukryć płynących po policzkach łez. Nie śmiem do nich podejść, powiedzieć, że noszę jego dziecko. Jak zareagują? Co sobie pomyślą? A do tego świadomość że to on, Kosa, bohatersko zasłonił mnie swoją piersią. Że impulsywnie stając na drodze ostrza noża, uratował mnie i Kruszynkę, która we mnie żyje. Oddał swoje młode, nieprzeżyte do końca jestestwo za nas. Za jego dziecko, którego już nigdy nie zobaczy.
Nie będzie widział, jak nasz syn albo córka wyda pierwszy krzyk, zacznie się uśmiechać, gaworzyć, raczkować, w końcu nie usłyszy pierwszego słowa „Tata”. Z mojej winy, nie doświadczy tego wszystkiego. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym wszystko by wcześniej zdemaskować Pawła. Nie wiem jak, podstawiłabym się, byłabym w stanie go udobruchać, wmówić że wrócę z nim do Krakowa… Wszystko, byleby Grzesiek żył. Co z tego, że go nigdy nie kochałam? Jest ojcem mojego dziecka, ma prawo cieszyć się nim tak samo jak ja. Miał…

Kolejne potoki łez spływają po policzkach, a głośny szloch wstrząsa moim ciałem. Ostatnia słona kropla spływa w dół, za drewnianą skrzynią, po czym znika pod kupą mokrej ziemi na wieczność.
- Sara, chodź już- słyszę szept Michała, i jego mocne ramię zaciska się na mojej talii. Nie chcąc robić scen, daję się odprowadzić do samochodu. Po drodze mijamy tłum siatkarzy, którzy patrzą na nas ze współczuciem. Co by powiedzieli, gdyby znali całą prawdę? Uznaliby mnie za tanią dziwkę, przez którą zginął ich kolega z drużyny. O ciąży wie tylko Misiek, Zbyszek, Igła, Pit i Paul, czyli najbliżsi mi tutaj mężczyźni. Jesteśmy w Katowicach, na cmentarzu Kosoków, a teraz jedziemy na stypę do jego rodzinnego domu. Nie wiem po co tam się pcham, nie wytrzymam ani minuty dłużej w tym towarzystwie, pośród żali i płaczu. Bo to ja powinnam leżeć w tej trumnie, zamiast szlachetnego Grześka.
- Nie zadręczaj się już, proszę- słyszę szept Zbyszka z drugiej strony, który zaciska mi dłoń na ramieniu.  Obaj są przy mnie, obaj mnie wspierają. Tylko co mi po tym? Nie wrócą życia ojcu mojego dziecka.
- Zbyszek, przestań. Jak mam się nie zadręczać?- mój głos jest pełen rozpaczy i smutku- gdyby nie ja, nie byłoby tego wszystkiego…
- Przestań- skarcił mnie Michał- nie twoja wina, że Paweł jest psychopatą, i że chciał w ten sposób wyrównać swoje porachunki. Nie wyjdzie z pudła do końca życia, możesz być tego pewna.
- Jak możesz przypuszczać, że wiesz co teraz czuję?- spojrzałam mu ze złością w oczy, gwałtownie się do niego obracając.
- Dlatego, że cię znam. Troszczę się o ciebie, Sara- odgarnął mi kosmyk z czoła i mocno przytulił- przetrwamy to razem- szepnął mi do ucha, a ja dopiero teraz poczułam, jaka byłam rozdygotana. Nie chciałam już nigdzie się wybierać z jego ciepłych ramion, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Dlaczego tak się to wszystko pokomplikowało? Czemu nie może być prosto i po ludzku? Zakochać się we właściwym facecie, związać się z nim i założyć rodzinę? Nie mogę być dla nikogo ciężarem. Nie teraz. Żadnego z nich nie obarczę sobą i dzieckiem. Niechętnie wyswobadzam się z ramion Dzika i idę za Zbyszkiem do samochodu.

***

Odnoszę brudne talerze do kuchni, i wpadam na mamę Grześka. Zafrasowana, pomarszczona twarz, wyraża więcej niż tysiąc słów.
- Sara, prawda?- uśmiecha się na mój widok, a ja tylko kiwam głową. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Dławi mnie od środka żal i ból,  a nie chcę, nie mogę rozpłakać się przy tej kobiecie.
- Tak, to ja.
- Grześ dużo mi o tobie opowiadał!- uśmiechnęła się smutno, wycierając mokre ręce w ścierkę.
- Naprawdę?- byłam dość zdziwiona. Jak to opowiadał? Kiedy? Po co?
- Nigdy tak się nie wypowiadał o dziewczynach- zamyśliła się- łączyło was coś więcej, prawda?- zlustrowała mnie wzrokiem, tak przenikliwym, że nie byłam w stanie kłamać.
- Można tak powiedzieć… Łączy nadal- szepnęłam, rozemocjonowana- jestem z nim w ciąży- walnęłam z grubej rury i od razu poczułam, jak ogromny kamień spadł mi z serca. Wszystkie te emocje, które do tej pory w sobie tłumiłam, wypłynęły ze mnie w jednej chwili jak potężna fala tsunami.
- Wiesz, tego się nie spodziewałam- westchnęła pani Janina, i spracowaną ręką przeczesała rzedniejące włosy.
- Ja też nie- szepnęłam i delikatnym, badawczym gestem pogłaskałam brzuch, gdzie, jak intuicyjnie czułam, znajdowało się Maleństwo. Mama Grześka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma, nie dowierzając, a może coś powoli rozumiejąc? Pewnie sądziła, że zacznę płakać, przeklinać, złorzeczyć…
- Przykro mi, że w takim momencie to na Ciebie spadło- ujęła moją drugą dłoń i mocno ją ścisnęła- oddałabym wszystko, żeby Grzesiek tu był, ale teraz muszę zaopiekować się jego synkiem lub córeczką. I mam nadzieję że mi pozwolisz o siebie zadbać- spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
- Oczywiście- utonęłam w jej matczynych ramionach, co zagłuszyło kolejną falę żałości płynącą zarówno z jednego, jak i drugiego gardła.

***

To były chyba najsmutniejsze Święta w historii. Jako, że pogrzeb odbył się 21 grudnia, Kowal od razu dał wszystkim wolne i odwołał wszelkie bankiety, spotkania, uroczystości… Wszystko. Mecz, który mieliśmy grać drugiego dnia Świąt też. Wiadome było, że nikt z graczy nie będzie w stanie wyjść na parkiet. Zuza wróciła wcześniej do domu, nie pojechała z nami do Katowic.  Nie chciała, mówiła że nie znała Grześka i nie zamierza robić sztucznego tłumu. Rozumiałam ją całkowicie- to wszystko musiało być dla niej trudne. Najpierw musiała przyzwyczaić się do myśli o mojej nocy z Kosokiem, potem była świadkiem wypadku, dowiedziała się o ciąży, widziała śmierć Grześka… A przecież nie żyła w tym świecie. Była osobą postronną, której normalnie nikt nie miesza w takie zdarzenia. Głupie zrządzenie losu postawiło przed nią wyzwanie dla jej młodej psychiki.


Po pogrzebie chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, przytulić do mamy i zatonąć w miękkim obiciu salonowej kanapy. Już widziałam się oczyma wyobraźni, pędzącą autostradą A4, z prędkością światła. To mi było teraz potrzebne- szybka jazda, podczas której zostawiłabym za sobą wszystkie swoje smutki. Natomiast moi przyjaciele kategorycznie zabronili mi samodzielnej jazdy, zupełnie niesłusznie. Czy oni przypadkiem też nie stracili przyjaciela? Kumpla z drużyny, którego znali od lat, z którym spędzali większość dni w roku, dnie na treningach i zgrupowaniach?
- Zbyszek,  nie jestem dzieckiem- próbowałam jeszcze negocjować, gdy przyjaciel sadowił się już na siedzeniu kierowcy.
- Ale nosisz w sobie dziecko, Sara- poparł go Michał.
- Ciąża to nie choroba- warknęłam wściekła na nich obu, tym bardziej że podebrali mi Jeepa i moje kluczyki. Tak samo było w drodze z Rzeszowa do Katowic- w takim razie czemu braliśmy mój samochód, hm?
- Najwięcej miejsca do spania- wskazał Misiek ręką na tylne siedzenia, gdzie już przyszykował mi koce i poduszki do drzemki.
- No tak, tylko powiedz mi teraz, czym Zbyszek wróci do domu?- westchnęłam zrezygnowana. Wiedziałam, że ich dwóch przeciwko mnie to stracona szansa na wygraną.
- Odwieziecie mnie do Zabrza do rodziny, potem Ciebie, i Zbyszek poleci z Balic na Okęcie samolotem. Dwie godziny i będzie w Warszawie.
- No dobrze, ale jak się potem dostaniesz do Rzeszowa?- zwróciłam się do Zbyszka, który zadowolony z siebie, klikał smsa na komórce.
- A może mnie rodzice zawiozą?- uśmiechnął się wesoło- albo po ciebie przyjadę- mrugnął do mnie, a ja tylko wywróciłam oczami.
- Dobra, widzę że wszystko zostało z góry ustalone, a ja jestem tylko dodatkowym tobołkiem do waszych ustawek- rozgoryczona położyłam się na tylnym siedzeniu, przykryłam kocem i zamknęłam oczy. Nie chciałam w tym momencie rozmawiać z żadnym z nich, obaj mnie zdenerwowali, a nie chciałam niepotrzebnie narażać Malucha. Już i tak miał dość stresów związanych z łzami i smutkiem swojej mamy. Nie wiem dlaczego, ale myślałam o moim dziecku jako o chłopcu. Czułam, że to musi być synek, o czekoladowych oczach swojego ojca.

Przejechałam większość drogi do Zabrza milcząc. Nie byłam w stanie rozmawiać, nawet słuchać muzyki. Zbyszek skupiał się na drodze, na której rozpętała się ostra śnieżyca, a Michał bił się ze swoimi myślami, co można było dostrzec gołym okiem po ściągniętych brwiach i wzroku wbitym w jeden punkt. Wyczuł moje spojrzenie, i gwałtownie się obrócił.
- Co jest?
- Nic. Przepraszam- westchnęłam, przejęta swoją głupotą i humorami.
- Za co tym razem?- uśmiechnął się delikatnie, zupełnie nie przejmując się moim grobowym wejrzeniem i potarganymi włosami.
- Że jestem taka okropna. Nie wiem jak wy ze mną wytrzymujecie…- jęknęłam, załamując ręce- czasem po prostu zupełnie nad sobą nie panuję!
- Wiem, Sara, wiem. Niczym się nie przejmuj- wyciągnął rękę w moją stronę i ścisnął zimne palce, które wystawały mi spod koca.
- Zepsułam wszystko- szepnęłam ledwo dosłyszalnie dla samej siebie, ale te pełne żalu słowa dotarły do jego uszu.
- Nic nie zepsułaś. Ja będę, możesz zawsze na mnie liczyć- uśmiechnął się szczerze i pokrzepiająco, a ja poczułam że ten człowiek jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Coś ukłuło mnie w serce, bo uświadomiłam sobie, że już nigdy nie będzie mi dane z nim być. A mogliśmy stworzyć wybuchową parę, w jaką wszyscy usilnie nas łączyli…
- Jesteśmy na miejscu- Zibi zatrzymał samochód i pierwszy wysiadł z pojazdu. Siedziałam w ciszy, wciąż trzymając Miśka za rękę. I nie chciałam go puszczać, chciałam żeby był ze mną jak najdłużej. Bolało mnie nasze rozstanie, bałam się że już nigdy nie będziemy tak siedzieć i patrzeć sobie w oczy, po prostu. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, zrozumiałam jak życie jest ulotne i że wystarczy dosłownie chwila, by je zdmuchnąć jak dogasający ogarek.
- Michałku, kochanie!- dobiegł nas wesoły głos zza samochodu, co ocuciło nas z tej niemej rozmowy. Wygramoliłam się z auta, Michał pomógł mi wysiąść i zamknął za mną drzwi. Przywitała nas ciepła, energiczna kobieta w skórzanej kurtce. Po zachowaniu i rysach, założyłam że to jego mama. I nie pomyliłam się.
- Mamuś, jesteśmy- przytulił ją i siarczyście pocałował w policzek. Zbyszek zdążył już przywitać się z panią Kubiak, więc zostałam tylko ja. Stałam niepewnie z boku, przyglądając się czułościom matki z synem, i mimowolnie moja ręka powędrowała w dobrze znanym sobie od niedawna kierunku. Wiedziałam, że moja Kruszynka słyszy i czuje, również to, jak jego mama jest wzruszona i równocześnie zakłopotana. Bo co ja tu robiłam? Byłam tylko piątym kołem u wozu.
- Dzień dobry, kochanie!- nagle znalazłam się w czułych objęciach mamy Kubiakowej, co kompletnie zbiło mnie z tropu, aż nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dzień dobry… - wydukałam tylko, jak mi się wydawało, dość niegrzecznie.
- Nic się Sara nie przejmuj, ja nie gryzę!- roześmiała się serdecznie, widząc moją zaskoczoną i lekko przestraszoną minę. Ona też zna moje imię… Czy wszystkie siatkarskie mamy mnie kojarzą? – przeszło błyskawicznie przez moją głowę- zna, więc Misiek musiał jej o mnie mówić. Mówił, to znaczy że jestem dla niego ważna…

***

Jazda na noc została mi i Zbyszkowi autorytarnie wybita z głowy przez całą rodzinę Kubiaków. Pojawił się też tata Michała, który okazał się równie sympatyczny co mama. Mimo, że kompletnie mnie nie znali, traktowali jak swoją, co sprawiło że poczułam się swobodniej w ich towarzystwie. Byliśmy w domu cioci Michała, siostry jego mamy, gdzie miała się odbyć rodzinna Wigilia. Reszta rodziny planowała zjechać się za jakiś czas, więc nie mieliśmy żadnych argumentów w postaci braku miejsca i tłoku. Na tę jedną noc zgodziliśmy się zostać, bo oboje byliśmy już zmęczeni ciężkim i pełnym smutku dniem. Po wspólnej kolacji, panowie poszli rąbać drewno do kominka, a ja zasiadłam z mamą Kubiak na kanapie. Od słowa do słowa, zaczęłyśmy żywo rozmawiać, o wszystkim i o niczym, aż w pewnym momencie został wyciągnięty album ze zdjęciami małego Miśka i jego brata. Pani Irenka zdradziła mi rodzinną tradycję, że na każdą Wigilię przywożą ze sobą albumy wspomnień i całą familią oglądają je przy kominku przed Pasterką. Obojętnie, u kogo jest rokrocznie uroczystość, każda matka i ojciec mają obowiązek przywieźć ze sobą zdjęcia, tak samo jak ubrania i prezenty. Tak więc ciocia Wiesia szykowała albumy Dominika i Pauliny, kuzynostwa Michała. Brat jego taty przywoził ze sobą stos fotografii, na których widniała jego jedynaczka, a mama pani Irenki miała w zanadrzu czarno białe, stare zdjęcia malutkich córeczek. Zrobiło mi się tak miło, że mnie, zupełnie obcej osobie je pokazuje, a przecież nie mam do tego najmniejszego prawa...

Nie mogłam się nie roześmiać, gdy zobaczyłam Dzika pierwszy raz jedzącego zupkę, ubrudzonego przy tym na całej buzi. Kolejnym hitem była pierwsza huśtawka, gdzie podczas robienia zdjęcia, brat Michała zepchnął go z siedzenia a tata uchwycił moment spadania. Było wiele innych smaczków, jak pierwsza jazda na rowerze, z obowiązkowym drewnianym kijem z tyłu, zabawy z psem, deszczowe kalosze w żabki, podjadanie pierników z choinki…
Śmiałyśmy się do łez, co gdy sobie uświadomiłam, momentalnie mnie zmroziło. Ocieram łzy radości, podczas gdy kilka godzin temu, pochowałam Grześka i roniłam łzy rozpaczy. To niestosowne, nie na miejscu…
- Sara, spokojnie. Nic złego nie zrobiłaś- usłyszałam spokojny, wyrozumiały ton pani Irenki, i od razu zrobiło mi się cieplej na sercu- Przecież Grzesiu nie chciałby, żebyście wszyscy się smucili i po nim płakali- mówiła bardzo rozsądnie, tylko czy tak łatwo jest zapomnieć o osobie, która jako pierwsza powinna teraz być przy tobie?

Nie. No właśnie. A jednak zapomniałam na chwilę, przy rozczulających zdjęciach małego Michałka.

                                                                                                                                                             

Musiałam. Przepraszam Was wszystkie, ale inaczej po prostu się nie dało. Mam nadzieję że dacie mi dotrwać do końca, wtedy może mi wybaczycie uśmiercenie Kosiny, a może do reszty znienawidzicie za moją destrukcyjną opowieść :* 
Znudziło mi się sielankowe love story, które najczęściej jest synonimem siatkarskich historii gimbazy. Co wcale nie jest regułą, bo tak się składa że większość z Was, moich zacnych Czytelniczek, tworzy cudowne historie, z życia wzięte!
Mała Kruszynka potwornie mnie rozczula, aż sama się sobie dziwię *.*
Już bliżej niż dalej, wiecie? 

Rozdziału na nienawiści nie będzie w tym tygodniu, za co z góry przepraszam, ale po prostu się nie wyrobię. Myślę że pojawi się w przyszły piątek :) Dzika nie wcześniej niż za tydzień, w tym momencie nie wiem w co ręce włożyć, tyle mam nauki -.-

Kilka słów do wszystkich Czytelniczek, które nieustannie próbują mnie zaprosić do siebie. Jeżeli ktoś myśli, że komentując moje opowiadanie i zostawiając notki w stylu "super, świetnie, zapraszam do siebie", skłoni mnie do wizyty i komentowania, to jest w błędzie. Naprawdę, szkoda Waszego czasu, jeśli zostawiacie komentarz, licząc na odzew. W tym momencie nie mam czasu na nic nowego, i tak ledwo wyrabiam z moimi stałymi "Czytadłami".
I przypominam, że od tego jest zakładka "SPAM". Po to została założona.

No, to chyba tyle. Rozgadałam się strasznie, ale musiałam to wszystko Wam przekazać.Chciałam podziękować jeszcze bardzo gorąco Milusi, Ty wiesz Mysza za co <3

Całuję Was serdecznie i ściskam z całych sił, S.  ;*

EDIT:
Próbuję swoich sił w duecie, z Happiness. Gdyby ktoś chciał- zapraszamy :)
CZARNA KREW.

46 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ogarnęłam płacz i bez Twoich chusteczek! ;p Ale siebie chyba nie ogarnęłam. Ja jestem w szoku i powinnam Cię znaleźć, ale wiem, że tak musiałaś. Szkoda mi Kosy, bo miał przed sobą wiele życia, które oddał dziecku. Czyż to nie wzruszający i bohaterski czyn? Godna śmierć to jednak dobra śmierć. Sama chciałabym tak umrzeć, ale tego nie przewidzę. ;) Grześ nie chciałby, gdyby ktoś płakał. On tam na górze będzie dumnie spoglądał na swe kroczące przez życie maleństwo i mamusię. Będzie takim Aniołem! :D Ciesz cię się, że ma przy sobie Kubiego i Zbysia, którzy nigdy jej nie opuszczą, bo jej się wydaje, że jest ciężarem. Źle jej się wydaję! ;)
      Kubi w locie? Padłam! Uwielbiam oglądać zdjęcia, ale czyjeś, nie swoje xd Bo swoje znam na pamięć ;p
      Kończę tym krótkim wywodem, bo jest mi teraz smutno, bo jest mi źle i zasłuchuję się w Sinatrze i nowej odsłonie Eda *.* Ty wiesz, jak trafić do mnie muzyką ;p
      Telepatia przyszywanych sióstr działa i jestem zaszczycona, że pod tym o to rozdziałem ślesz mi gorące podziękowania :D Wiesz, że nie masz za co! Wiesz, gdzie jestem i wiesz, co się dziać będzie, a na samą myśl mam gęsią skórkę.
      I jeszcze 18:18 *.* Przeznaczenie, czy przypadek? :D
      Buziaki, Twoja Milusia (vel Happ) ;*

      Usuń
  2. Jak mogłaś uśmiercić Kosoka ;( Popłakałam się :( Ale ona o Grześku nigdy nie zapomni :) Może będzie z Michałem? :)
    Czekam na next ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matkozojcem aż się popłakałam, autentycznie :c Owszem, jestem zła bo uśmierciłaś Kosę, ale przeboleję, bynajmniej postaram się :D Cały rozdział taki melancholijny by się mogło wydawać, najgorsze jest to ,że ta mała kruszynka nigdy nei pozna swojego taty. Miałam napisać ,że Sara zostaje z tym sama, ale nie jest i nie będzie sama. Ma Zbyszka, Zuzę, chłopaków i przede wszystkim Michała ,któremu widać mimo wszystko okropnie zależy na niej i jej szczęściu. Moment oglądania Kubiakowych zdjęć zupełnie rozczulający tak samo jak świetne zachowani pani Kubiak :)


    Ściskam i oczekuję na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam kurwa! Wiedziała, że on umrze, a sama siebie przekonywałam, że tak się nie stanie. Kurwa. Czy to już będzie taką tradycją, że pod Twoimi rozdziałami nie będę wiedziała co napisać i jednocześnie będę musiała przepraszać za nadużywania słowa na "k"?

    Grzegorz. Cholera od początku przeplatał się wśród wszystkich mężczyzn, od początku był wpatrzony w Sarę jak w obrazek, od początku ją kochał. Kurwa. Nawet nie wie, że będzie miała syna (tak, mam nadzieję, że to będzie syn) z kobietą, którą kochał. I chyba śmiało mogę się pokusić o stwierdzenie, że kochał ją nad życie bo w końcu uratował ją, sam podłożył się pod ostrze, które przerwało jego zbyt krótkie nadal życie. Kurwa. Mimo tego, że domyślałam się, że on tego nie przeżyje to miałam nadzieję, że Ty masz mniejsze skłonności do smutku i depresji niż ja. Na prawdę zrobiło mi się przykro i jakoś tak dziwnie jak czytałam o pogrzebie. Zawsze w takich chwilach przypomina mi się moje uczestnictwo w pogrzebach. I choć od czasu kiedy jestem świadoma, albo raczej o wiele mądrzejsza, nie straciłam nikogo z rodziny i może tak na prawdę nie znam tego bólu, to w styczniu i w lutym tego roku straciłam pięciu przyjaciół/ znajomych. I nawet kiedy nie byłam z kimś zbyt blisko to cholera to co się czuje stojąc nad grobem jest nie do opisania. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co czuła Sara. Nigdy nie byłam i mam nadzieję, że nie będę w sytuacji, kiedy będę musiała pochować ojca mojego dziecka jeszcze przed tym, kiedy tak na prawdę wszystko by się zaczęło. Bo przecież to, że Kosa cieszyłby się z zostania ojcem jest pewniejsze od tego, że ja jestem Madame Embouteillages. Ja wiem, że on by się nimi zaopiekował. Być może nawet pogodziłby się z tym, że Sara go nie kocha, że nie byliby razem, ale cholernie by się cieszył z tego, że jest ojcem. I co? I niestety tej radości nie poczuje nigdy. Kurwa. Jak trzeba kochać kogoś, jaką trzeba mieć odwagę, żeby przyjąć na siebie cios. Taki cios.

    Jestem zaskoczona, wiesz? Jestem zaskoczona reakcją mamy Grzegorza. Oczywiście jestem pozytywnie zaskoczona. W takiej chwili, kiedy musiała pożegnać się na zawsze ze swoim synem, zachowała się racjonalnie. Choć to nie jest najlepsze słowo. Kurcze, Grzegorz opowiadał jej i Sarze. A czy mówimy rodzicom o osobach, które nie są dla nas ważne. Wspominamy o przyjaciołach, o sympatiach, osobach, które kochamy, nie mówimy nic o kimś kto dla nas jest całkowicie obcy. Bałam się, że Pani Kosok zareaguje inaczej. Myślałam, że może zacznie obwiniać Sarę, że to przez nią, że zostawi ja sama bez wsparcia. Na szczęście się myliłam. Myślę, że dziecku Sary i Grzegorza nie będzie niczego brakowało. Oczywiście, że będzie jej brakowało ojca, wierzę jednak, że Sara znajdzie godnego następce bruneta. Mam nadzieję, że będzie to jeden z naszych bohaterów i chyba nie muszę mówić kogo mam na myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sara. Cholera. Nie wiem co ona teraz musi czuć. Jestem pewna, że ma cholerne wyrzuty sumienia i pewnie żałuje, że pojawiła się w Rzeszowie, w życiu siatkarzy, szczególnie tego jednego. Nie wiem co ja bym czuła w takiej sytuacji, jak bym się zachowała. W końcu oni jej pomagali w wielu rzeczach i między innymi była to "walka" z Pawłem. Chronili ją przed tym psychopatą. Psychopatą, dla którego powinni w Polsce przywrócić karę śmierci, albo uruchomić na nowo Majdanek. Szkoda mi Sary, już nie chodzi mi o Grzegorza bo wyżej się już na ten temat rozpisałam. Chodzi mi o Michała. Zaczęła dostrzegać, że jest on fantastycznym facetem, że mogliby stworzyć niesamowitą parę. Wierzę w to, że Kubiak nie odpuści. Przecież wiadomo, że jemu dziewczyna też nie jest obojętna. Na pewno będzie dobrym przyjacielem i będzie wspierał Sarę w tych wszystkich ciężkich chwilach. Już teraz na święta widać, że nie da jej się smucić. Cieszę się, że tam zostali na noc, że Sara chociaż na chwilę zapomniała o tym co się stało. Ja wiem, że strata kogoś jest ciężka, ale nie można się w tym pogrążać. Trzeba żyć dalej.

      Dobrze,że Sara ma takich przyjaciół. Opłacało się przyjechać na Podkarpacie, żeby mieć takie osoby koło siebie. I muszę przyznać, że tym razem nawet Zbigniew mnie nie denerwował. Gdyby tym razem też odstawiał jakieś klocki to użyłabym magicznej różdżki proste ze sklepu Oliviera i prosto w ten jego durny łeb bym mu przywaliła.

      Myślałam, że więcej będzie bluzg, na szczęście się pohamowałam. I wcale nie podoba mi się to, że już bliżej niż dalej, wiesz? Są historie, które mogłabym czytać latami i to jest jedna z nich. I cieszę się, że nie jest ona przesłodzona. W końcu wiadomo, że ja lubię się dołować i bulwersować.

      Łączę się z Tobą w bólu z powodu nauki. Ja też muszę się w końcu zebrać. Czekam na następny rozdział, jak zawsze! Buziaki, Embouteillages! :* ps.: uciekam do pisania moich historii gimbazy! ;D

      Usuń
  5. Uśmierciłaś Grzesia. Uśmierciłaś go.
    Szlag!

    Dlaczego Sara z góry zakłada, że nie będzie dane jej stworzyć normalnego związku z Michałem? Dziecko nie jest żadną przeszkodą, widać, żę zarówno on jak i Zbyszek stoją za nią murem. Ma prawo ułożyć sobie życie z kimś, kogo kocha i kto kocha ją. Z Grzesiem nie łączyło ją nic, prócz tego jednego razu i pracy w drużynie. To, że była z nim w ciąży świadczy o tym, że mieli wyjątkowego pecha lub szczęście, zwał, jak zwał. W każdym razie nie powinna załamywać rąk. Wiadomo, nie wszystko od razu. Każde z nich jakoś musi pozbierać się po stracie przyjaciela, ale uważam, że życie w celibacie związkowym na pewno jej nic nie da;)
    Kubiakowa mama mnie rozczuliła, tak samo jak Twój pis oglądania zdjęć przez nią i Sarę. Wierzę, że wszystko się ułoży.

    Moja Droga, nigdy nie sprawisz, że Cię znienawidzę, bo to jak piszesz, sprawia, że przenoszę się choć na chwilę w całkiem inny, porządnie skonstruowany przez Ciebie świat:) Jesteś fenomenalna, o czym wielokrotnie Ci pisałam.

    Powtarzam się, ale ciągle nie dociera do mnie to, że uśmierciłaś Grzesia. Mam do tego jakiś taki..osobisty stosunek chyba. Sentymentalna się robię na starość.
    ściskam Cię mocno, mocno, mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie dłuższy komentarz bo dalej jestem w szoku ale internet na stacjonarnym wywalilo... Póki co tylko zaznaczam swoją obecność. Wow na prawdę.

    Xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda mi Grześka, serio strasznie mi go szkoda. Mimo tego, że od początku jakoś nie był na liście moich ulubionych bohaterów, to jego odejście boli. Sara przeżywa teraz straszne chwile, zostaje tylko liczyć na to, że los się odwróci i dozna odrobinę szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem w stanie wybaczyć Ci uśmiercenie Grześka pod warunkiem, że bohaterka będzie z Michałem, nie musi być już teraz, mogę poczekać jakiś czas :D Ogólnie rozdział cholernie smutny, o tyle dobrze, że stare zdjęcia pomogły w pewnym stopniu zapomnieć Sarze chociaż na chwilę o tym wszystkim. Czekam z niecierpliwością na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny rozdział. :) Czekam na kolejny. :)

    http://ignasiawresovii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze tego rozdzialu nie przeczytalam,ale widzac 'mam nadzieje,ze wybaczcie mi usmiercenie Kosiny' moj ulubiony siatkarz!:) Spokojnie,nauka jest wazniejsza,wiec pozdawaj wszystko ladnie,a oczywiscie blog jest za-je-bi-sty!Ide go czytac!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nieee!! Powiedz, że Kosa zmartwychwstanie? Proszę!!!

    Pozdrawiam, no_princess ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże, może dziwnie to zabrzmi w odniesieniu do poprzednich komentarzy, ale kocham Cię za to, że Grzesiu umarł. Tzn, wiesz o co mi chodzi. Zawsze blogi są albo super-słit, albo takie kompletnie smutne i dramatyczne, ca ty to tak, jak na razie, zgrabnie ujmujesz i znajdujesz złoty środek. A co do Miśka i Sary- mam nadzieję, że ona się myli i jeszcze będą razem, bo wtedy, tak jak już wyżej mówiłam, byłoby za smutno .

    Twój blog jest jednym z najlepszych, jaki do tej pory czytałam, więc dużej ilości weny życzę ! :D Sama piszę bloga i wiem, że to niełatwa sprawa. Tylko że w twoim przypadku dobrze Ci to wychodzi, a mnie masakrycznie. No ale nie zamierzam się poddawać. :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze szkoda mi Grześka, pewnie do samego końca kochał Sarę, nawet nie zdążył się dowiedzieć, że ona jest z nim w ciąży.Dobrze, że matka Grześka zaoferowała pomoc.

    Mieć takich przyjaciół jak Michał i Zbyszek to wielkie szczęście.Sara zawsze może na nich polegać.Mam nadzieję, że dziecko nie będzie taką barierą do tego, aby Sara była z Michałem.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  14. chyba sobie jaja robisz...? Grzesiu.... Kosa.... już go tutaj nie będzie? och... moje serce krwawi krwią.... ;P nie no oczywiście żartuję! :) wiem jak to jest zrobić coś bardzo kontrowersyjnego! <3 ommm :P
    Ale w końcu po coś Ci to było potrzebne, więc stawiam, ze Sara jeszcze będzie szczęśliwa :) chociaż sądząc po Twoim posłowiu to może jednak nie....? ;(
    No cóż, w takim razie możesz mnie nieźle zaskoczyć! :D
    A mnie najbardziej rozczuliły te spotkania rodzinne... Że i mama Grzesia i Dzika tak serdecznie przyjęły Sarę i wnuka :)
    Aaaa no i przy tej scenie ze zdjęciami to już myślałam że będzie coś w stylu ' a tutaj Misiu kąpiący się w wanie' :D hah przepraszam, jestem zboczuchem :)
    Mam jednak nadzieję że ta historia nie skończy się jakoś bardzo tragicznie....? :)
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Aaaaa moje załamanie nerwowe i chwila słabości zbiegły się z nowym epizodem u Ciebie. I powiem krótko- ryczałam cały rozdział! Zachowuję się jak jakaś baba w ciąży hahahaha

    Smutny, ale piękny rozdział... :)
    Dobrze, że Sara ma prawdziwych przyjaciół i może na nich liczyć. Śmierci Grześka się nie spodziewałam. Liczyłam raczej na cudowne ozdrowienie i zawód miłosny Miśka, a tu proszę. Niemała niespodzianka. No i oczywiście kolejny raz idealnie dobrane piosenki. Dziewczyno uwielbiam Cię! :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Szok!! Miałam nadzieję,że uratują go,że jak to Misiek powiedział "wyliże się z tego". I przyznaje,że aż popłakałam się gdy czytałam o pogrzebie. To takie smutne,że nie dane mu było nawet dowiedzieć się o dziecku :( Poza tym miał całe życie jeszcze przed sobą,kariera...a teraz nic. Pustka :( Nie sądziłam,że jego matka tak przyjmie do wiadomości to,że zostanie babcią w dniu kiedy pochowała syna. Dobrze,że Sarka nie zostanie sama. W razie czego ma panią Janinę, a najważniejsze chłopaków którzy niezależnie co się będzie działo pomogą jej.....No i mam nadzieję,że ta śmierć Kosy zostanie czytelniczkom wynagrodzona, a wiadomo większość pewnie byłaby zachwycona z faktu gdyby Sara związała się z Michałem i stworzyli szczęśliwy związek wraz z maluszkiem (ja również. Mam nadzieję,że to będzie synek podobnydo tatusia :))
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiesz co? Tak myślałam, że Grzesiowi się jednak nie uda, a jak by się udało to szczerze byłabym wkurzona. No bo by za pięknie było, a ja właśnie kocham takie opowiadania,w których większość, tak niezbyt ładnie mówiąc, się jebie. Tak więc, no smutno mi, nie powiem, że nie, ale zła nie jestem, raczej mile zaskoczona :) Uwielbiam Twojego bloga, na prawdę, i nie mówię tego tylko dlatego, że o nie hejtować, czy coś, po prostu na prawdę się w nim zauroczyłam i na pewno jest jednym z najlepszych jakie w tym momencie czytam :)
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja za to pozdrawiam wraz z moimi notatkami przygotowującymi do kolosów. Zazdroszczę gimbusom, które w czerwcu jedynie poprawiają sobie oceny. U mnie od czerwca wszystko zależy. Także mikrobiologia i pediatria do ciebie, S, macha wraz ze mną! :* Ej, no weź, nie obrażaj, ja piszę takie gimbusiarskie opowiadania. :c
    Kurde, wyjęłaś mi z ust te aspekty o tych sweetaśnych komentarzykach, no jak cholera! Takie wiadomości są chyba jeszcze bardziej irytujące niż typowy SPAM.

    Nie. Nie. Nie. No po prostu nie wierzę. Kurwa mać. Tylko nie to. Tylko nie Grzesiu.
    Nawet nie wiesz, jak liczyłam przed zabraniem się za czytanie rozdziału na cudowne uzdrowienie Kosiny. A ty żeś mi tu z takim czymś wyskoczyła, nieładnie, nieładnie. I jak ja mogłam nie zacząć płakać? Przecież on taki młody, taki utalentowany, z całym życiem przed sobą. Nie. Nie wierzę. Nadal nie wierzę, że go nie ma, że umarł. Życie jest, kurwa, niesprawiedliwe. Dlaczego umierają ci, którzy powinni żyć? Dlaczego to ich spotykają największe nieszczęścia? Nigdy tego nie zrozumiem. A najbardziej nie rozumiem tego, że ci zbrodniarze, którzy najwięcej krzywd wyrządzili, najczęściej wychodzą z takich sytuacji bez szwanku. I kto mi teraz powie, że sprawiedliwość jest podzielona po równo? Dobra, bo odchodzę od tematu. Ustalmy tak - jeżeli walniesz tu coś takiego, po czym pozbieram się po stracie Grzesia, to wybaczę. Bo póki co nie mogę. No mendo no, jak mogłaś? :C

    Saro, może się chwilowo zamienimy? Chętnie wzięłabym na siebie twoje piętno problemów, żeby poczuć, jak to jest, mimo iż tak naprawdę coś podobnego już przeżyłam. I doskonale wyobrażam sobie ten ból, tę pustkę. Wiesz, kogo najbardziej mi szkoda? Tego maluszka, który rozwija się w łonie fizjoterapeutki. Kurczę, nie będzie mógł spojrzeć w oczy swojego taty, nie zobaczy go na boisku, nie przytuli się do niego. Cholera, jak to musi boleć. Ale niech przynajmniej ma świadomość, że jego tatuś jest bohaterem, że uratował mamę, poświęcając dla niej swoje własne życie. Kurwa, jak mało takich ludzi jest na tym świecie.
    A teraz idę sobie dalej ryczeć.
    Całuję. :*

    OdpowiedzUsuń
  19. No nie, żaden blog tak na mnie nie działa, a czytam tego naprawdę dużo. Jak to Kosa nie żyje, przecież on kurwa jest ojcem, przecież on jest taki wspaniały, zajebisty, on jest cudowny. Bardzo pomieszałaś całą sytuację, ale przecież to twój blog i gdyby nie takie sytuacje, pewnie byłby nudny i beznadziejny. Liczę, że szybko dodasz nowy rozdział i że wszystko w życiu Sary jakoś się ułoży :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Płakałam 3 razy podczas jednego rozdziału. Jestem ciekawa, czy to synek, czy córeczka o czekoladowych uśpionych oczkach taty....
    Nienawidzę cię a jednocześnie ubóstwiam. <3
    Zapraszam serdecznie do mnie: http://one-event-could-change-everything.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Podczas kilku ostatnich rozdziałów wzrasta we mnie poziom adrenaliny i to przez Ciebie. Kilka dni temu wręcz prosiłam Cię o uśmiercenie Grześka, bo wydawało mi się, że będzie to 'czymś innym' w tego typu historiach. Wiem, że mojego głosu nie brałaś pod jakąś większą uwagę, ale teraz jest mi cholernie przykro i pusto. Sama śmierć mnie nie dołuje, ale jak zwykle Twoja otoczka całości. I aż wzięło mnie nad myśleniem sensu życia? Nie wiem co ze mną się dzieje? Sama siebie nie potrafię odgadnąć.
    Nie rozumiem dlaczego Sara uważa, że nie może już stworzyć związku z Michałem? On jest ciągle przy niej, czuwa, troszczy.
    Nie wiem czy Sara donosi i urodzi Dziecko? Jeśli tak, to nie ogarniam nawet jaki to ból musi być dla matki - szczęście, bo masz Skarb, a zarazem żal, że ojciec nie może zobaczyć swojej Istotki, bo gdyby nie jego ciało nie byłoby już Sary z Fasolką. Dlatego podziwiam męczeńską postawę Grześka.
    Teraz nurtuje mnie czy każdy na jego miejscu tak by się zachował czy to było z miłości? Ale tego się nie dowiem, mogę domyślać jedynie.
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  22. Śmierć Grześka jest szokiem, choć w sumie powinnam się tego spodziewać... no i teraz nie wiem już prawie nic...
    Chciałabym, żeby pojawiło się, choćby na samym końcu, sielankowe lovestory. Żeby Sara urodziła Kruszynę i była z kimś szczęśliwa.

    Co do samego Grześka..., to On musiał ją naprawdę bardzo kochać, skoro nie tylko opowiadał o niej swojej mamie, ale i się poświęcił, by ją ratować.
    Zbysiu... tak, zdecydowanie jest wiernym przyjacielem... i Ona takiego potrzebuje,
    tego jestem pewna.
    No i Michał... on ją musi kochać. I wierzę w to, że będzie o nią walczył.

    Do zobaczenia :*

    OdpowiedzUsuń
  23. Teraz to mnie zbiłaś z tropu. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie śmierci Kosy. Człowiek opuści jeden rozdział i już mu głupio, a tu tyle się dzieje. Mam nadzieję, że Sara ułoży sobie życie z kimś ( mam nadzieję, że tym kimś będzie Michał ^^) i wychowa Kruszynkę na porządnego człowieka. :)
    Początek rozdziału tak mnie zdołował, że myślałam, iż nie pozbieram się do skomentowania, ale na szczęście zakończyłaś w fajny sposób, że i mi się humor automatycznie poprawił. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. No kurcze przeczucie mnie nie myliło i jednak uśmierciłaś Grzesia :/ Liczyłam, że będą go tam dość długo reanimować i kiedy już praktycznie nie będzie nadziei jego serce ruszy. Ale to była zbyt optymistyczna teoria. Jest to duża tragedia dla rodziny Kosok, przyjaciół Kosy jak i dla samej Sary i ich dziecka, które nigdy nie zobaczy swojego ojca. Życie jest cholernie niesprawiedliwe. Grzesiek powinien żyć, uczestniczyć w życiu swojego dziecka, zdobywać kolejne laury z klubem czy reprezentacją, a w jednym momencie wszystko zgasło. Sprawca pójdzie do więzienia gdzie do śmierci będzie utrzymywało go państw o przepraszam obywatele Rzeczypospolitej płacąc podatki. Grzesiek zachował się jak bohater bo tak naprawdę ratował dwa życia i tak powinien być odbierany.
    Dobrze, że Sara zdecydowała się powiedzieć pani Kosok, że spodziewa się dziecka jej zmarłego syna. Ona jak i cała rodzina ma prawo o tym wiedzieć. W końcu to cząstka Grześka jaka zostanie tu na ziemi.
    Miło ze strony Michała i państwa Kubiak, że zaprosili ją na święta. Dzięki pani Kubiak na chwilę zapomniała o szarej rzeczywistości. Nie powinna się za to karcić bo przecież Grzesiek by nie chciał żeby jego śmierć tak bardzo przeżywała. W końcu to się odbije na dziecku. Teraz nie może myśleć w kategorii ja tylko my.
    Co do tych fantastycznych komentarzy to ja mam takich na pęczki. Większość w spamie, ale też dużo "czytelniczek" zostawia mi w komentarzach pod rozdziałem. Już przestałam czytać wszystko jak leci bo na to nie ma czasu. Ograniczam się tylko do opowiadań tych autorek co już kiedyś czytałam ich twórczość czy do opowiadań, które zostały mi polecone i wiem, że np dziewczyna 10 lat po przeszczepie nie musi brać lekarstw żeby organizm go nie odrzucił tudzież jakiś 9 godzinny poród^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  25. okazuje się, że Grzesiu kochał Sarę...szkoda, że nie przeżył i tak się to potoczyło:/ Nie dziwię się jej, że się obwinia za to wszystko:/ Jeszcze wszystko się ułoży i będzie szczęśliwa, teraz ma dla kogo żyć i tym życiem się cieszyć:)

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie wiem, co napisać. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Grzesiek? Nasz kochany Grzesiek? Kurwa, przepraszam. Nie wiem, nie wiem jak to zrobiłaś, jak mogłam płakać kilkakrotnie podczas jednego rozdziału? Przeżywam wszystko z Sarą, chyba zbyt wczułam się w życie głównej bohaterki. Cieszę się, że ma przy sobie takich ludzi.
    Dziwne, nadal wierzę, że Grzechu jest.

    http://specyficznie.blogspot.com/ zapraszam na nowe opowiadanie z Piotrem w roli głównej.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie mam słów. Matko kochana! Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam!! Nie wiem, co myśleć.. Jakoś smutno mi się zrobiło.. Ba! Nawet bardzo. Myślałam... Miałam nadzieję... Że Grześ oczywiście dojdzie do siebie, a po takiej nowinie zmieni jakoś nastawienie, stanie się dla Sary oparciem. A tu takie rzeczy! No nadal jestem w ciężkim szoku... W dodatku czytając każde słowo moja wyobraźnia chyba za bardzo zadziałała, bo czułam się, jakbym sama uczestniczyła w tych wydarzeniach. Przepraszam, nadal nie wiem co napisać...
    Z drugiej strony jednak można mówić o szczęściu w nieszczęściu. Może ta tragedia zbliży Miśka i Sarę? Może to właśnie On okaże się dla Niej największym wsparciem? Przecież to na kilometr widać, że dziewczyna Go potrzebuje. Tak mi przeszło przez myśl... Może stworzą razem rodzinę? Będą wychowywać małego Grzesia o czekoladowych oczkach?
    Kurcze, po tej całej akcji aż się boję co wymyśliłaś dalej!
    Czekam z niecierpliwością ;*
    Całuję,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zapraszam na nowego bloga :)
    http://my-love-volleyball.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę, miej chociaż tyle przyzwoitości, żeby zostawiać takie komentarze w SPAMie, jak o to prosiłam wielokrotnie. W notce pod rozdziałem wyraźnie zaznaczyłam, że szkoda Twojego czasu, jeśli zapraszasz mnie na nową historię- w tym momencie nie mam czasu na nic, a takie komentarze jak Twój powodują, że tym bardziej nie zamierzam wchodzić i czytać ;]
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Przepraszam, ale nie widziałam tego... :)
      Jest mi z tego powodu bardzo przykro... :(
      A z czasem to Cię rozumiem. ;d
      Jeszcze raz przepraszam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  29. Cześć! Zostałaś przeze mnie nominowana do LIEBSTER AWARDS. Pytania znajdziesz tutaj: http://old--love.blogspot.com/2012/06/liebster-awards.html

    PS Jeśli czegoś takiego nie akceptujesz - zignoruj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę... No po prostu nie wierzę... Grzesiek nie żyje?
      Nie wiem, co mogłabym napisać... Nic mi się w głowie nie klei. Siedzę i ocieram łzy. Raz za razem.
      Boże, jak mi szkoda Sary... Ma jednak szczęście, że ma przy sobie wspaniałych przyjaciół, którzy z nią są. No i ma Dzidziusia po sercem.

      Usuń
  30. O żesz Ty... Początek rozdziału czytałam ze łzami w oczach. Dlaczego akurat Kosa? Po tym co przeczytałam nie jestem w stanie napisać dłuższej i konstruktywnej opinii, dlatego ograniczę się do pewnych aspektów. Skoro Grzesiek opowiadał o Sarze w swoim domu rodzinnym to nie była mu ona obojętną. Ta ich znajomość miała szansę na dalszy rozwój, zwłaszcza, że Sara jest z nim w ciąży. Niestety pojawił się ten idiota Paweł i spierdzielił wszystko. Mam nadzieję, że pod koniec opowiadania wsadzą go wreszcie, albo nie wiem co mu zrobią. W tym momencie żałuję, że kara śmierci została zniesiona. Takie tam krzesło elektryczne, albo spektakularne powieszenie by mu się przydało :) Chyba mnie fantazja za bardzo poniosła. Wracając do Sary to pani Kosok zapewne otoczy ją opieką i będzie dbała o swojego wnuczka/wnuczkę. Sara ma przy sobie Miśka i Zibiego. Dobrze, że ją wspierają. Może mimo wszystko powinna zdecydować się stworzyć szczęśliwy związek z którymś z nich? Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  31. Popłakałam się, no jak Michała Jureckiego i naszych siatkarzy kocham, popłakałam się!
    Kosa w trumnie zakopany głęboko pod ziemią - najgorsze co mogło się chyba przytrafić w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że to ostatnia Twoja ofiara śmiertelna ;)
    Sarze musi być bardzo ciężko, ale przecież ma przyjaciół, ma dla kogo żyć. Przede wszystkim dla swojego dziecka. Myślę, że jeszcze się ktoś w jej życiu pojawi, który zaakceptuje ją z dzieckiem swojego kumpla - mowa o Dziku ;)
    A śmiech to nic złego, tak jak powiedziała mama Grzesia - on był wesołym człowiekiem i zapewne nie chciałby, żeby płakać.
    buźki ;*
    Zakręcona ;)
    http://mydlo--powidlo.blogspot.com/ - zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. Jeju, łzy w oczach. *.*
    Piszesz świetnie, mam nadzieję, że Misiek i Sara będą razem. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  33. aaa poryczałam się! miałam Cię opieprzyć ale jak przeczytałam Twój rozdział do końca to naszła mnie myśl że może to i lepiej.. wiem głupio to zabrziało ale rozumiem Cie.. jeżeli zabiłas jednego z ważniejszych postaci to chyba masz inna koncepcje na koniec;) mam nadzieje że Kubiak zaopiekuje się nią i dzieckiem:) pozdrawiam i buziaki;***

    OdpowiedzUsuń
  34. Bożę płakałam. Jezus Maria nie wiem co ze sobą zrobić teraz. Boże jak czytałam o tym ,że chowają Grześka i słowa jego mamy to serce ,o tak biło ,że to szok. Ja nie wiem co ja mam powiedzieć. Najlepszy rozdział ze wszystkich. Bez porównania. Uśmiech sam wkradł się na twarz czytając o miśkowej brudnej buzi czy o gumowcach w żabki. Słodziak mały musiał być. Kurcze do końca wierzyłam ,że napiszesz a to był tylko sen i ,że Grzesiunio żyje i ma się dobrze. Mam nadzieję cichą ,że jednak Kubi i Sarka będą razem i ,że Misiek pokocha małego Kosine jak swojego pierworodnego.
    Zapraszam do siebie na rozdział właśnie o Kubiaku dedykowany Twojej zajebistej osobie
    niezwykleinteresujacahistoria.blogspot.com

    Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń
  35. Byłam pewna, że komentowałam ten rozdział, ale chyba jednak mi się coś pomyliło. W każdym bądź razie - ROZBIŁAŚ MNIE NA ŁOPATKI! Po ostatnim rozdziale już sobie układałam scenariusze, jak to Kosok i Sara będą musieli stawić czoła wspólnej przyszłości, połączonej przez ich Małą Kruszynkę, jak to ją ładnie opisałaś. A tu... Okej, po prostu mnie rozbiłaś. Zdecydowanie.
    Nigdy, ale to nigdy, nie pomyślałabym, że w Twojej historii zdarzą się takie rzeczy. Już miałam w głowie związek Miśka i Sary, a Ty wyskakujesz z ciążą, śmiercią Kosiny i sprawiasz, że mam w głowie megamętlik.
    Chcę Miśka i Sarę razem, baaaaaaaardzo chcę! Moja najulubieńsza "blogowa" para EVER. I będę cierpliwie czekać, do końca tej historii na moment, kiedy ta dwójka będzie razem. Tak, potrafię mocno wierzyć i w tym wypadku BĘDĘ :)

    Buziaki! :*
    http://nad-przepasciaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  36. No nieee :((( Nie chciałam, aby Sara była z Kosokiem, potem dobiła mnie wiadomość o ciąży, a teraz jego śmierć? :( To straszne! Chociaż znowu mogę się łudzić, że między Sarą a Michałem coś będzie. W końcu może zaopiekować się nie tylko nią ale i dzieckiem, prawda?:) ( tak sobie wmawiam :P ). Pytanie tylko czy Sara mu na to pozwoli...

    OdpowiedzUsuń
  37. Ja pierdziele!!!
    Kosa nie żyje?! WOW, pierwszy raz coś takiego czytam. Jestem pod wrażeniem całego rozdziału.

    Zapraszam do mnie
    http://sport-to-zdrowie-ale-nie-zawodowy.blogspot.com/
    http://na-obczyznie-z-ojczyzna-w-sercu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  38. jednym słowem OMG. Grzesiu! ;( Kurde, pierwszy raz na blogu zetknęłam się ze śmiercią siatkarza! Jeżeli chodzi o cały rozdział, to jest on świetnie napisany.
    czekam na następny rozdział! :*
    Zapraszam na nowego bloga. Jak będziesz miała czas to luknij i oceń, czy po krótkim prologu jest co czytać ;)
    przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com

    pozdrawiam, camilla. ;*

    OdpowiedzUsuń
  39. Zapraszam na pierwszy rozdział na przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
    Mam nadzieję, że się spodoba ;)
    Całuję, camilla.;*

    OdpowiedzUsuń
  40. Szkoda Kosy, ale w sumie racja że go uśmierciłaś, bo jakoś to by dziwnie było. Nie kochali się i mieliby razem wychowywać dziecko? Niech dziewczyna nie boi się cieszyć życiem, nie można wiecznie nosić żałoby w sercu. Bardzo dobry rozdział;)
    Pozdrawiam Lizak;)

    OdpowiedzUsuń
  41. O kurwa! Tylko nie to! Nie Grzesiu! ;( Liczyłam, że przeżyje... a tu takie zaskoczenie!
    Aż naprawdę nie wiem, co mam napisać...
    Wnioskuję, że Sara dla chłopaków - siatkarzy, była bardzo ważna, inaczej nie opowiadaliby swoim rodzicielkom o niej, nie przedstawialiby jej w samych superlatywach... To miłe. I wydaje mi się, że Grzesiu naprawdę ją kochał. Poświęcił się w imię miłości, jednocześnie odkupując swoje winy. A wiesz, co jest w tym wszystkim najsmutniejsze? Że Kosina nigdy nie będzie mógł spojrzeć na swojego potomka, że nigdy go nie przytuli, nie pogłaszcze po główce; nie będzie widział, jak stawia pierwsze kroki, jak wypowiada pierwsze słowa... Smutno mi się zrobiło. :( Cholernie smutno...

    Cytując powyższe słowa Miśka: 'Ja będę, możesz zawsze na mnie liczyć' , daję odwzorowanie mojej osoby względem Ciebie. :*

    OdpowiedzUsuń