Zdrada. To tak bardzo
boli. I mimo upływu czasu, dalej nie wiem dlaczego to zrobiła. Przecież miała
wszystko- mieszkanie, pieniądze, mnie, moją miłość. Nic nie mówiła. Kupiłem
pierścionek, chciałem dzieci, psa i domu z ogródkiem. Była taka jak zawsze... Zgrupowanie.
Mistrzostwa. Puchar. Liga. Przecież żyliśmy tak już kilka lat, nie zgłaszała
sprzeciwu. Wiedziała na co się pisze i chciała tego. Lubiła być w centrum uwagi i udzielać ze mną
wywiadów. Co z tego, że ja nie znoszę… Nie umiem patrzeć dziennikarzom w oczy.
Denerwują mnie głupie pytania, jakby wszyscy musieli znać szczegóły z mojego
życia. Komentowanie nas, nie siatkówki. Ale ona chciała, dawało jej to jakąś chorą satysfakcję że pokazują w necie nasze wspólne zdjęcia. Hotki. Piski. Mogłem
odejść z reprezentacji, gdyby tylko poprosiła. Ale żadnego słowa. Nic. Dopiero
gdy obwieściła że odchodzi z innym. To jeszcze nie wszystko. Najgorsze było,
gdy powiedziała jak długo. Byłem rogaczem. Tak. Jakiś pacan przez rok
przyprawił mi rogi! Załamałem się. Dobrze że był przyjaciel. Na odległość, ale
i tak był. Stałem się twardy. Twardszy niż kiedykolwiek przedtem. I szlaban na
związki. Nie będę marnować życia na kolejną idiotkę. Chcę od nich tylko
przyjemności. Tylko czasem krzyczę przez sen.
Zdrada. To tak bardzo
boli. I mimo upływu czasu, dalej nie wiem dlaczego to zrobił. Przecież miał
wszystko- mieszkanie, pozycję, mnie, moją miłość. Byłam cała jego. Gotowa oddać
życie, gdyby poprosił. Mógł mieć każdą, ale chciał mnie. Taki dojrzały...Cały
mój świat. Kochany przez pacjentów, wielbiony przez pielęgniarki. Dobry,
uczciwy. Ale to tylko pozory. Mamił mnie fałszem przez dwa lata. Dwa najlepsze
lata mojej młodości. Zagarnął całą mnie, żeby potem rozbić na tysiąc kawałków.
Dziecko z moją przyjaciółką. Wróć, byłą przyjaciółką. Jak mogłam być tak
głupia? Jak mogłam niczego nie zauważyć? To takie oklepane, takie oczywiste. A
prawda? Prawda jest taka, że dwoje najbliższych ludzi złamało moje serce na
zawsze. Pozbierałam się. Była Iza, siostra i przyjaciele. Stałam się twarda.
Twardsza niż kiedykolwiek przedtem. I szlaban na związki. Nie będę marnować
życia na kolejnego palanta. Chcę od nich tylko przyjemności. Tylko czasem
płaczę przez sen.
***
- Bartman, posłuchaj. Musimy to wyjaśnić sobie raz na
zawsze- powiedziałam stanowczo do
siedzącego naprzeciwko siatkarza. Było już po treningu, przez cały dzień się
unikaliśmy. Miałam tego dość. Chciałam wszystko wyjaśnić i wrócić do naszego układu sprzed tego feralnego wieczoru.
- Cały dzień na to czekałem – poruszył porozumiewawczo brwiami i nie mogłam
się nie roześmiać. Uszło ze mnie całe napięcie i zażenowanie, które niepokojąco
dusiło od środka. Zawtórował mi głośno, jego donośny rechot ogarniał całą halę. Rozluźniłam się i posłałam mu
szelmowski uśmiech.
- No, no, nie grab sobie! Weź, chodźmy na piwo czy coś.
- Suszy, co? – zadrwił.
- Trochę suszy, co ma nie suszyć- pokazałam mu język- myślę
że Ciebie nie mniej!
- Mam lepszy pomysł. Zapraszam na spaghetti, made by ZB9!-
wyszczerzył się i pokazał wszystkie swoje białe zęby. Z takim wyposażeniem śmiało
mógł reklamować najdroższy salon dentystyczny w mieście!
- No nie wiem, po wczoraj wolałabym nie przebywać z tobą sam
na sam w jednym pomieszczeniu- uniosłam brwi z powątpiewaniem.
- Obiecuję, palcem cię nie ruszę- poklepał się z powagą w
piersi. To wystarczyło żeby mnie przekonać, i po szybkiej przejażdżce (jak już
wspominałam wcześniej, miał naprawdę blisko), byliśmy w jego obszernym apartamencie.
Widok z ogromnego tarasu na Rzeszów- nieziemski. Ciekawie rozglądałam się po
mieszkaniu, gdy Zibi walczył z makaronem w kuchni. Dobrze, niech gotuje! Amant jeden. Ciekawie urządzone, nowoczesne
meble, w dobrym guście. Ogromny, perski dywan w kolorze kawy zaliczyłam do swoich ulubionych elementów bartmanowego mieszkania. Mnie chyba nigdy mnie nie będzie na taki stać…- westchnęłam z
zazdrością. Z każdego kąta biła
niezależność- brak kobiety rzucał się w oczy. Dobrze, że chociaż brudne
skarpetki nie walały się po podłodze! Puchary, nagrody, pokaźna kolekcja płyt…
Smakowite zapachy zmusiły mnie do porzucenia zwiedzenia. Byłam piekielnie
głodna a ten śmieszny dźwięk wydobywał się (o dziwo) z mojego żołądka! No, zobaczmy czy tak dobrze pan gotuje jak gada, panie Bartman!
Nakryłam gadatliwy brzuch dłonią i podążyłam za podrażnionym zmysłem węchu.
- Jezu, ale się obżarłam!- westchnęłam ukontentowana i
osunęłam się na oparcie krzesła.
- Te kobiety mają ze mną dobrze, co?- zadowolony z siebie
klasnął w dłonie.
- Nie podniecaj się tak, na razie żadnej tu nie widzę-
zgasiłam go- no bo ja się nie liczę- przeszłam do celu mojej wizyty. Upiłam łyk
wina z kieliszka (było znakomite!) i czekałam na jego reakcję.
- Wiem, wiem. Poniosło mnie. Po prostu myślałem że chcesz.
Byłaś taka… Inna. Szalałaś, uwodziłaś. I jak tańczyłaś z tym gościem… Serio, nie
mogłem oderwać od ciebie wzroku! Kosa to już w ogóle orgazm na miejscu. A jak
wzięłaś mnie w ramiona, to myślałem że nie skończymy do rana!- zaświeciły mu się
oczy.
- Za dużo alkoholu, trochę złych wspomnień i straciłam
kontrolę- uśmiechnęłam się przepraszająco- nie myślałam że tak to odbierzesz. W
sumie, ja w ogóle nie myślałam! Chciałam się po prostu zabawić- westchnęłam, zdając sobie doskonale sprawę ze swojej głupoty.
- Nie igraj z ogniem- pogroził mi palcem- myślę że
potrzebujesz męskiego ramienia. I do zabawy, i żeby się wypłakać.
- Na pewno nie twojego- odcięłam się- a ty aż prosisz się o
opiekę jakiejś przemiłej blondynki…
- Blondynek mam już dosyć, bez urazy- wskazał na moje jasne włosy-
ale chyba wrócę do starych upodobań- rozmarzył się.
- Halo, tu ziemia, Zbysław!- pomachałam ręką przed
zamglonymi, zielonymi oczami- pogadajmy o tej Aśce.
Fuknął.
- Nie ma o czym gadać. Zupełnie nie kumam czemu ciągle
wałkujesz ten temat, przecież wszystko już ci wyśpiewałem! Twoja kolej, gadaj
co ci leży na wątrobie. Bo to aż gołym okiem widać, że jakiś facet nieźle
namieszał- podrapał się po brodzie.
- Zibi, Zibi jak ty szybko mnie rozgryzłeś…- westchnęłam
zrezygnowana- nie chcę rozgrzebywać starych ran. A uwierz mi na słowo, są
bardzo głębokie- rzuciłam mu smutne spojrzenie.
- Nie chcesz- nie mów. Ale zawsze możesz na mnie liczyć-
mrugnął porozumiewawczo. Cmoknęłam go w policzek.
- Wiesz co, cieszę się, że nie mam na ciebie ochoty-
zaśmiałam się- bo każda inna na moim miejscu już leżałaby w twoim łóżku.
- Jak to nie masz?- wydął wargi w podkówkę, ale zaraz mi
zawtórował- ulżyło mi, bo wczoraj czułem się jakbym całował własną siostrę-
jęknął. Walnęłam go w brzuch, ale nawet się nie skrzywił-chociaż kręcisz nas
wszystkich- przyznał skwapliwie- a najbardziej to Kosę.
- Też to zauważyłeś?- jęknęłam- cholera nie wiem co mam z
tym zrobić! W umowie jest wyraźnie napisane, że nie mogę utrzymywać kontaktów
intymnych z siatkarzami. Nie, żebym chciała, ale sam rozumiesz… Może tak mu
powiem? Wykręcę się regulaminem. Nie chcę, żeby biedak robił sobie jakąś
nadzieję- myślałam na głos.
- Sądzę że za wcześnie na takie rozmowy. Weź, to dorosły
facet, sam powinien się tym zająć, a nie- Ty będziesz go za rączkę prowadzić
jak jakiegoś chłopca we mgle…- bulwersował się coraz bardziej- naprawdę nic ci
nie mówił?- z obawą patrzył na moją zaniepokojoną twarz.
- Nie, właśnie nie. Może tylko nam się wydaje? Albo sobie coś
wmawia, bo nigdy nie pracował z rehabilitantką! Dotyk kobiety, te sprawy…-
łapałam się każdego argumentu jak ostatniej deski ratunku.
- Kosę wzięło ewidentnie. To twardziel, always poker face,
ale znam go dobrze. Nigdy tak nie reagował na laski- pokręcił przecząco głową.
- Mam imię- pokazałam mu język.
- Oj Sara, Sara, co ja z tobą mam- poczochrał mnie po
włosach. Pisnęłam oburzona, a wielkolud roześmiał się serdecznie. Zawtórowałam
mu perliście i ostatni puzzel został ułożony na właściwym miejscu. Było mi lżej
na duszy, uspokoił się też umysł i jedynie kosokowe widmo kładło się cieniem na
markiewiczowską układankę. Sprawy z
Bartmanem wróciły na właściwy tor, bardzo dobrze. Czułam, pełna spokoju
i ufności do tego olbrzyma, że niedługo całkiem się przed nim otworzę. Był mi
coraz bliższy, i dlatego obiecałam sobie, że zrobię to, co należy. Pomogę
wrócić mu do normalnego życia, a jest na to tylko jeden sposób.
***
Zadowolona, z uśmiechem na ustach, powitałam nowy poranek.
Dziś trening zaczynał się trochę później z racji zebrania zarządu, miałam więc
czas na bieganie o ludzkiej porze. Moje zachłanne nogi szybko odnalazły znany
sobie rytm, by zanieść mnie w najdalsze zakątki Rzeszowa. Pięknie tu. Muszę w końcu znaleźć więcej czasu na zwiedzanie!-
przyrzekłam sobie i nieznacznie przyspieszyłam. Dotarłam nad rzekę. Widok tak
bardzo przypominał mi Kraków i moje ukochane wały, że aż się przystanęłam.
Usiadłam na zielonej trawie i kontemplowałam w ciszy to przyrodnicze
arcydzieło.
- Sara? – dobiegł mnie jakiś głos z zaświatów- Sara!- już
wyraźniejszy- Sara!!!- tuż nad moim uchem. Skrzywiłam się i niechętnie
odwróciłam głowę w stronę intruza. Tego nie spodziewałam się kompletnie. Zdradziecka,
perwersyjna Sabina. Kobieta, która zabierała ukochanego innej. Ktoś taki pół
roku temu zniszczył mi życie.
- Czego chcesz?- spytałam lodowato, patrząc jej prosto w
oczy. Wytrzymała cios.
- Widziałam cię jak biegłaś, ale byłaś za daleko żeby usłyszeć
jak wołam- sapnęła, jakby to wszystko wyjaśniało.
- Super. I co w związku z tym?- czysta gorycz przemawiała
przez moje usta, aż prawie ją poczułam na końcu języka.
- Porozmawiajmy. Wtedy, w klubie… - głos jej się załamał,
ale po chwili się opanowała- Nie chcę się przed tobą tłumaczyć, nawet cię nie
znam. Ale pracujesz z Paulem, a nie chcę żebyś myślała o nim źle. To wszystko moja wina- zalała mnie potokiem słów, które jak z karabinu maszynowego
ciskały się z jej malinowych ust.
- Nie mnie was oceniać, to nie moja sprawa.
- Posłuchaj, wszystko nieszczęśliwie zbiegło się w
czasie- gorąco tłumaczyła, siadając obok- poznałam Paula na festynie
dobroczynnym, dokładnie rok temu, i…
- To już trwa rok?- przerwałam jej i z dezaprobatą uniosłam
brwi. Zaczerwieniła się, ale nie spuściła głowy. Braw za to nie dostaniesz, kochana!
- Wtedy dopiero tu zaczynał, nie znał nikogo, języka… Od
razu mnie ujął tą bezradnością- rozmarzyła się. Gestem pokazałam, żeby mówiła
dalej. Skoro już musiała się wyżalić, chciałam usłyszeć całą historię.
- Akurat rozstał się ze swoją dziewczyną, obecnie jego żoną-
westchnęła. No tak, żona. Trudno przeoczyć taki palący szczegół... Nie skomentowałam tego- zaczęliśmy się spotykać, poznawać. Było naprawdę
cudownie, szaleliśmy za sobą. W końcu postanowiliśmy zamieszkać razem i Paul
pochwalił się kolegom, którzy na nieszczęście byli też przyjaciółmi Jasmine… A
ona już dawno szykowała się do przylotu tutaj, żeby zagarnąć go z powrotem.
Wparowała nam do mieszkania, zrobiła awanturę. Słuchaj, wymyśliła sobie że jest
w ciąży- paranoja! A ja głupia, zamiast ją wyrzucić, wysłać na badania, tylko wściekłam się na
niego i uciekłam. Zerwałam kontakt, zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do mamy.
- Powiem szczerze, że brzmi to raczej jak kiepska telenowela
brazylijska- westchnęłam, ale ona gestem uciszyła mnie i ciągnęła wysokim z
emocji głosem dalej:
- Paul był załamany, nie wiedział co ma zrobić. Ciąża
okazała się oczywiście totalną bzdurą, ale on ciągle z nią był. Fałszywe
„poronienie”- tu prychnęła rozwścieczona- tylko przesądziło sprawę. Jasmine
była załamana, nie mogła dojść do siebie, więc czule się nią opiekował. Nie
wiem czym go zmamiła, co mu o mnie naopowiadała, bo nawet dziś nie chce tego powtarzać, ale niedługo po tym wszystkim
wzięli ślub. Gdy tylko się o tym dowiedziałam- wyjechałam. Nie mogłam tego
znieść- głos jej się załamał, i jedna, duża łza spłynęła po atłasowym policzku.
Jeżeli tak było naprawdę, to nie mam
prawa jej źle traktować.
- No dobrze, ale są przecież jakieś odwołania, ślub można
unieważnić jeżeli oparty był na fałszywych przesłankach- wtrąciłam już znacznie
łagodniej.
- Jasne, ale tylko jeżeli masz pełną, PRAWDZIWĄ dokumentację
medyczną. A tutaj ni w pięć, ni w dziewięć nic się nie da zrobić. Lekarz
Jasmine jest w Ameryce, wyjechał jak tylko stwierdził poronienie. Cała dokumentacja
jest własnością USA, a polscy specjaliści nie mają nic do gadania. To sprawa
między nimi i ich prawem, bo nasze jest bezradne.
- Okej, teraz lepiej mi powiedz jak znowu się spiknęliście-
uśmiechnęłam się zachęcająco, bez żadnych złośliwości. Była zupełnie szczera- i
to z osobą dopiero co poznaną, nie wstydziła się przy mnie płakać i to
zasługiwało na podziw.
- To nie było trudne. Wróciłam tu na początku sierpnia, w
październiku zaczynam kolejny rok studiów. Tego akurat nie mogłam rzucić- wyjaśniła,
z ulgą przyjmując odmianę mojego tonu- na pół roku przyznano mi dziekankę, ale chcę to już teraz nadrobić. Jak tylko na siebie wpadliśmy, wszystko wróciło.
- Czyli de facto zdradza żonę dopiero 2 miesiące?
- Nie. Spotykamy się po kryjomu dopiero od września- westchnęła zrezygnowana- Zrozum, my naprawdę nie
możemy bez siebie żyć. Nie chciałam tego, błagałam żeby nie dzwonił, nie
przychodził. Dałam mu wyjście- mógł zakończyć to raz na zawsze, wyjechać, nigdy
bym do tego nie wracała. Kocham go na tyle, że zniosłabym nawet rozłąkę przez
ocean, gdyby tak zdecydował. Ale został. Nie mógł się oprzeć, to zbyt silne…
Jest z nią, ale chce być ze mną. A ona kompletnie go wyniszcza, chce Paula tylko dla sławy i pieniędzy, w ogóle nie zależy jej na nim jako człowieku.
- Ale to nie powód żeby zdradzać- pertraktowałam spokojnie.
- Czuję się brudna za każdym razem jak wychodzimy z hotelu.
Nie potrafię z zimną krwią pieprzyć się z nim bez konsekwencji. Wtedy w parku jak nas widziałaś, po raz kolejny się kłóciliśmy... Psychicznie
wysiadam, a on to już kompletnie sobie nie radzi.
- I tak trwacie w tym błędnym kole, zamiast je przerwać-
podsumowałam smętnie.
- Próbowaliśmy wszystkiego. Jedyne wyjście to pojechać do
Waszyngtonu i bronić się w sądzie. A szanse i tak są nikłe, zresztą Paul nie ma
na to czasu, ciągłe treningi, a zaraz zaczyna się nowy sezon. Próbuje załatwić cokolwiek przez swojego prawnika,
czekamy na każde słowo.
- A rozwód? Nie może po prostu złożyć pozwu?
- Jasmine nie da mu tak łato odejść. To się będzie ciągnęło latami bez jej zgody, a Paul jak najszybciej chce się uwolnić.
- A rozwód? Nie może po prostu złożyć pozwu?
- Jasmine nie da mu tak łato odejść. To się będzie ciągnęło latami bez jej zgody, a Paul jak najszybciej chce się uwolnić.
- Amerykańska masakra piłą mechaniczną- skwitowałam. Widząc
zrozpaczoną, elfią twarzyczkę nie potrafiłam się złościć. Cały ten ból i gniew
który miałam w sercu, ulotnił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
To wszystko brzmiało zupełnie nieprawdopodobnie, ale przecież takie historie się zdarzają. Jednego dnia
kogoś porywa Cypryjski ojciec, drugiego matka porzuca niemowlę na śmietniku
albo finguje jego śmierć żeby stać się medialną gwiazdą, a trzeciego stuknięta
Amerykanka niszczy życie kochającej się, sportowej parze. Przez te kilka minut
poznałam Sabinę lepiej niż gdybyśmy widywały się codziennie na kawie. I byłam
zła na siebie, że zbyt wcześnie ją osądziłam.
- Muszę cię przeprosić. Przyznaję, że nasze spotkanie w
damskiej nie należało do najszczęśliwszych, ale to nie zmienia faktu że zachowywałam
się jak ostatnia sucz- przepraszająco wygięłam kąciki ust w szczerym uśmiechu.
- Nie szkodzi. Każdy tak by się zachował, nie znając całej
historii- wyciągnęła rękę- to co, polubisz mnie choć troszeczkę?
- Od razu mi zaimponowałaś, jeszcze tego pierwszego wieczoru
w parku- zaśmiałam się na wspomnienie feralnego zdarzenia w egipskich
ciemnościach- cała zapłakana i jeszcze się potrafiłaś wydzierać- zachichotałam
już totalnie bez hamulców- a jaka byłaś podejrzliwa!
Wesołe ogniki
zamigotały w zielonych oczach i po chwili tarzałyśmy się po świeżej,
pachnącej trawie, połączone siostrzanym, homeryckim śmiechem.
***
- Dawaj ten numer, Nowakowski- syknęłam zniecierpliwiona, sprawdzając, czy nikt nie nadchodzi z siłowni. Blondyn szperał nerwowo po kieszeniach, szukając komórki.
- No w końcu!- westchnął z widoczną ulgą, podając mi
telefon. Szybko przepisałam 9 cyfr- dzięki.
- Ale wiesz, co złego to nie ja!
- Nigdy się nie dowie- mrugnęłam porozumiewawczo i szybko
wyszłam z męskiej szatni.
Gdy już siedziałam w Jeepie, głęboko odetchnęłam i wybrałam
feralny numer.
- Halo?- usłyszałam sygnał poczty głosowej. Na szczęście
przygotowałam się na taki scenariusz i
szybko zaczęłam tłumaczyć o co chodzi.
Kolejny, świeżutki rozdział oddaję w Wasze czytelnicze ręce. Średnio mi się podoba historia Sabiny, no ale cóż poradzić- powiedziałam A, teraz czas na B. Mam nadzieję że mnie nie zjecie za tę Amerykańską telenowelę (i jeżeli kogoś uraziła aluzja do matki Madzi- z góry przepraszam). Następny już niebawem! Jakieś pytania, sugestie, wątpliwości? Piszcie ;) Jestem otwarta na wszystkie Wasze komentarze. W końcu udało mi się ogarnąć blogspota, więc na pasku bocznym pojawił się link do Liebster Award- jeżeli ktoś jest zainteresowany- klikajcie ;)
Pozdrawiam, S. ;)
Pozdrawiam, S. ;)
To już chyba wszyscy zauważyli, że Kosa wpadł po uszy! Tego się po prostu nie da przeoczyć! Ciekawe czyj to numer brany był od Nowakowskiego. Śmiem twierdzić, że właśnie do Grzegorza! Już myślałam, że jednak Bartman będzie chciał się rzucić na Sarę, że ten obiadek to tylko pretekst, ale jednak nie taki z niego troglodyta, na jakiego wygląda. Rozbawił mnie tym całowaniem siostry :) Historia Paula i Sabiny może i przypomina lekko telenowele jak sama powiedziałaś, ale jakby nie było takie rzeczy też się zdarzają. Trochę mi szkoda Lotmana. Niech kopnie w dupę tą amerykańską dziewoję i niech się bierze na poważnie za Sabinę :) A porównanie do mamy Madzi mnie rozbawiło! I w ogóle nie czuję sie urażona, jeżeli o mnie chodzi :) Pozdrawiam, Embouteillages ;*
OdpowiedzUsuńUf... Bo już się bałam że dostanę obuchem ;p
UsuńNo stosunki Sara-Zibi są takie jak wcześniej. ;)
OdpowiedzUsuńHistoria Sabiny chociaż zakręcona i tak mi się podoba. ;)
Ciekawe do kogo brała numer od Cichego Pita? ^^ Dlatego czekam na następny!
Pozdrawiam: Marta♥
Jesteś cudotwórcą, geniuszem :*
Ach, jakim cudem przegapiłam rozdział o.O Byłam pewna, że dodałam Twojego bloga do obserwowanych, a tu proszę. Ale już to naprawiłam ;)
OdpowiedzUsuńAle chaos. Szkoda mi Paula, bo skoro naprawdę kocha Sabinę, to Jasmine jest bardzo wredna nie zgadzając się na jego odejście. Nie wiem jak ty, ale ja na jej miejscu nie mogłabym żyć z facetem, wiedząc że mnie nie kocha. Myślę, że zachowuje się tak z czystej, ludzkiej zawiści.
Oj, biedny Kosa. Zakochał się bez wzajemności ;)
Zastanawia mnie do ten telefon. Stawiam na Jasmine, w końcu chłopacy z drużyny też ją przecież znają ;)
Podzielam Twoje zdanie- sama nie mogę zrozumieć Jasmine. Co do telefonu, wyjaśni się w najbliższym czasie, także zapraszam do śledzenia ;) I żebyś nie przegapiła następnego, na pewno wyślę Ci powiadomienie ;)
UsuńPozdrawiam, S.
Kolejny świetny rozdział! Smutna historia, jeśli chodzi o Sabinę. Ale mam nadzieję, że wymyślisz dla niej coś fajnego i że oczywiście zaprzyjaźni się z Sarą :) Teraz mnie będzie zżerała ciekawość czy postanowiła zadzwonić do żony Paula czy gdzie..? :P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńno, no <3
OdpowiedzUsuńDAYDREAMER APPROVES
nowy rozdział: http://jsw-cherry-bomb.blogspot.com
http://spala-baby.blogspot.com
Jejciu kolejny genialny rozdział!Gratuluję pomysłu! Zapraszam do siebie! ;>
OdpowiedzUsuńWow, genialne! Świetnie piszesz. Wszystko czyta się łatwo, lekko i przyjemnie :) Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://naranja-vb.blogspot.com/
Kurde, szkoda Paula. W ogóle...nieciekawie miała ta Sabina, dobrze że dogadała się z Sarą, może zostaną przyjaciółkami? :)) Byłoby fajnie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Sara wyjaśniła sobie wszystko ze Zbyszkiem :) A co do Kosy, to wiadome było od początku. Ciekawe jak Sara to rozwiąże i czy on w końcu da jej jasno do zrozumienia co czuje :)
Pozdrawiam.
Hm, czy mi się wydaję, czy Sara na koniec zadzwoniła do Paula? :> Nie wiem czemu, ale tak czuję. Oprócz tego baardzo się cieszę, że relacje ze 'Zbysławem' wróciły do normy, bo powtórzę się znów - uwielbiam ich jako przyjaciół! Sabina? Kurcze, ciężka sprawa z Paulem. Fajnie by było, jakbyś to bardziej rozwinęła, ze strony Paula bardziej czy coś :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział, buziaki! :)
http://nad-przepasciaa.blogspot.com/
Zobaczymy, zobaczymy co z tym telefonem... :D A Lotmana na pewno rozwinę specjalnie dla Ciebie ;)
UsuńDziękuje za nominację!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Sara i Zbyszek znów są przyjaciółmi. Historia Sabiny intrygująca!
Zapraszam na pierwszy rozdział http://urojona-milosc.blogspot.com/
Nadrobiłam! :D
OdpowiedzUsuńCieszy mnie postawa Sary względem ZB:) Ogólnie jest dla mnie obojętny ale w każdym opowiadaniu w którym się pojawi to na początku albo go polubię albo nie i wtedy ma już przechlapane do końca :D Tutaj go LUBIĘ! :D
Paul L. też sama go oceniłam w poprzednim rozdziale, ale teraz otrzymał rozgrzeszenie :P zarówno Sabina!
Krzyś I. -jak zwykle i zawsze zabawny, bo jego nie da się inaczej kreować :D (chyba?)
Aaa i na koniec Grzś K. ^^ Ciekawe czy bd jakaś miłość?;> Ale może nagniemy troszeczkę zasady i jakiś tam bliższy kontakt pracownik z siatkarzem może mieć?;> :D
Dodaję oczywiście bloga do listy i będę regularnie śledzić :)
Pozdrawiam:)
http://szukajacszczescia-lookingforhappiness.blogspot.com/ -zapraszam:) dziś jak się wyrobię ew. jutro nowy :)
Cieszę się że lubisz "mojego ZB" ;p i że Paul otrzymał u Ciebie taryfę ulgową ;) A tak btw "miłość rośnie wokół nas..." (także niewykluczone, zobaczymy co się zadzieje...) :D I czekam na Twój rozdział, S. ;)
Usuńdodany:) jak masz czas i ochotę wbijaj :D
Usuńhttp://szukajacszczescia-lookingforhappiness.blogspot.com/
No, no ale się dzieje
OdpowiedzUsuńBardzo intryguje mnie osoba do której dzwoni Sara :)
U mnie pierwszy rozdział :)
http://zeby-zyc-trzeba-grac.blogspot.com/
Szkoda mi Paula, że ta Jasmine jest taka .... No i biedny Kosa, zakochał się, bez wzajemności wygląda na to :< ale cóż, dzieje się! :D czekam na następny i zapraszam do siebie na linia-trzeciego-metra-blogspot.com ,no i także na drugi ;d
OdpowiedzUsuńpozdrawiam c:
Zapraszam na 2 rozdział do mnie http://terazniejszosc-obciazona-przeszloscia.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPS. Twoją historię postaram się przeczytać w najbliższym czasie, bo na razie to nie mam zbytnio czasu. Przepraszam.
Nic nie szkodzi, blog nigdzie nie ucieknie ;) I lecę czytać do Ciebie :)
UsuńZapraszam do mnie na 4 rozdział :) http://volleyball-journalist.blogspot.com/2013/02/rozdzia-4.html
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział, zapraszam ;D when-you-meet-somebody.blogspot.com
OdpowiedzUsuńoooooo, tak. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale bez wątpienia muszę dodać Twoją opowieść do swojej listy czytelniczej. GENIALNY styl. G-E-N-I-A-L-N-Y.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;>
dyyed.blogspot.com
Mi też szkoda Lotmana. Mam nadzieję jednak, że wszystko się ułoży. Zapraszam do siebie na nowy rozdział: http://przeciezwieszgdziejestsiatkowka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, no_princess ;D
Bardzo dziękuje za komentarz i link do Twojego opowiadania. Podoba mi się jak piszesz więc możesz mnie tutaj się spodziewać ;) Też miałam Lotmana za tego złego, a tutaj to Jasmine. Nic tylko współczuć Paulowi i Sabinie. Mam nadzieje, że jakoś uda się rozwiązać to fikcyjne małżeństwo i będą mogli być razem.
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na rozdział 9 na blogu http://dwiescie-piec-centymetrow-szczescia.blogspot.com/
Życzę miłej lektury ;)
jest mega! i tyle w temacie :) miło, że informujesz mnie o nowościach :)
OdpowiedzUsuńu mnie też już kolejny, http://the-best-is-yet-to-come-xx.blogspot.com/
Świetny rozdział :) Dobrze,że Sara i Zibi wyjaśnili sobie wszystko i wrócili znów do bycia przyjaciółmi. Ciekawe kogo numer wzięła dziewczyna od Nowakowskiego. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńUff...już myślałam, że po przyjaźni, ale na szczęście myliłam się. Zbyszek i Sara zachowali się jak dorośli ludzie. Ten pocałunek był wynikiem tylko chwili zapomnienia, i szkoda by było gdyby on zmienił coś pomiędzy tą dwójką.
OdpowiedzUsuńSara już ma nową przyjaciółkę, a zarazem nowy problem. Jakby nie było z Lotmanem się często widuje, a może poczuć się głupio wiedząc o jego kłopotach. Ale czy jest z tego jakieś wyjście? Paul musi zdecydować się na jedną kobietę ( czyt. Sabinę) i za wszelką cenę spróbować zerwać z przeszłością. Wiadomo, rozwód może się ciągnąć i ciągnąc, ale chyba lepsze jest czekanie na "wolność" niż życie z dwoma kobietami naraz, z czego z jedną jest się z przymusu.
A u Kosoka bez zmian... Żal mi trochę chłopaka, bo serce nie sługa. Zakochał się i tyle. Szczera rozmowa będzie krokiem w dobrą stronę. Tylko kto zainicjuje tą rozmowę? Bartman ma trochę racji, Sara nie powinna się aż tak tym przejmować, ale kurczę, niech Kosok też ruszy tyłek. Nieśmiałość jest w tej sytuacji niewskazana :)
Pozdrawiam :))
Dziękuję Ci bardzo za obszerny komentarz, takie opinie motywują mnie do pisania ;) Problemy się piętrzą, a niedługo Sara sama zacznie wszystko komplikować... A czy da się tak łatwo zerwać z przeszłością? Hm, niekoniecznie. Pozdrawiam ciepło, S. ;)
UsuńWitam! :) Bardzo fajny blog. Czytam w wielka checia! ;) Ja dodalam nowiutki rozdzial.
OdpowiedzUsuńhttp://mikasa-i-gra.blogspot.it/
Heej ;) Nominowałam cię do zabawy Liebster Award ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
http://co-zlego-to-nie-my.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam :))
Dziękuję bardzo, co prawda już mam taką zakładkę u siebie, ale dodam do niej odpowiedzi na Twoje pytania. S. :)
UsuńŚwietne opowiadanie, szybko się czyta, czekam na kolejny rozdział chociaż jestem fanką piłki nożnej ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://manutdlov.blogspot.com
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam w wolnej chwili do siebie na nowy rozdział http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/2013/02/16/rozdzial-25-kazdy-jest-kowalem-wlasnego-losu/
kolejny świetny rozdział:) dobrze, że Zbyszek i Sara sobie wszystko wyjaśnili:) no to historia Sabiny stawia wszystko w innym świetle:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Ok, rozgrzeszam Paula i Sabinę, mam nową postać do nienawidzenia. Ciekawi mnie kiedy i czy w ogóle Kosok zrobi pierwszy krok, może Sara go nie odrzuci.
OdpowiedzUsuń+ do tego 2. na http://zakazane-slowa.blogspot.com/, informuję zgodnie z życzeniem.
Zajrzałam tu nie dawno i mam nadzieję, że zajrze jeszcze wiele wiele razy :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
siatkowkanaszymzyciem.blogspot.com
ja też mam taką nadzieję ;) S.
Usuńzapraszam do siebie n nowy rozdział back-to-love-one-step.blogspot.com ;d
OdpowiedzUsuńEj, no Kosa wpadł po same uszy, jak bum cyk! Ciekawa jestem, co zrobi, jak Sara mu powie, że między nimi do niczego nie dojdzie. Się chłopak chyba załamie psychicznie. :P
OdpowiedzUsuńI obstawiam, że Pitt podyktował numer telefonu właśnie do Grześka. ;)
heloł, zostało Wam coś tego bartmanowego spaghetti? :D bo ja się bardzo chętnie piszę!