Biegnę Grodzką, cała
zapłakana. Serce bije jak oszalałe. Po drodze mijam kolejne, obojętne twarze
przechodniów. Wpadam na jakiegoś Japończyka z aparatem. Otrzepuje się
zdziwiony, ale nie robi mi wyrzutów, widząc mój rozmazany makijaż.
-Przepraszam- cicho szepczę,
ale on i tak nie rozumie. Podnoszę się i biegnę dalej. Uciekam jak najszybciej
potrafię. Chcę się zapaść pod ziemię, być niewidzialna. Oglądam się za siebie-
nie goni mnie. Wszyscy zmierzają na Rynek, na ten durny festyn, a ja marzę żeby być tysiące
kilometrów stąd. Gdzieś, gdzie ON mnie nie znajdzie, gdzie będę wolna. Dobiegam
do samochodu, nerwowo szukając kluczyków i szybko łapiąc oddech. Są. Wsiadam,
zapinam pas i chwytam kierownicę. Patrzę na ręce, które ciągle drżą. Co to za
odgłos? Zdaję sobie sprawę że to z mojej krtani wydobywa się ten głośny jęk i
łzy zaczynają płynąć wartkim strumieniem na nowo. Chowam twarz w dłoniach i
znowu rozpadam się na tysiąc kawałków.
Budzę się przestraszona. Serce wali jak opętane, oddech się
urywa. Nie mogę się uspokoić. Patrzę na zegarek stojący na nocnej szafce- 4.00.
Boże jak wcześnie. A teraz to już na pewno nie zasnę… Opadam na poduszki i
patrzę w sufit. Nie myślę o niczym, czuję się jakby przejechał przeze mnie
czołg. Wszystko wraca, jak bumerang. A było tak dobrze. Myślałam że
zapomniałam! Pozbierałam się, wyjechałam, odnalazłam w nowym mieście, poznałam
nowych ludzi, zdobyłam uznanie pracodawców, odzyskałam chęć do życia…
- Nie! Nie będę marnować czasu na ciebie- powiedziałam
zdecydowanie do plamy na suficie (dziwne że wcześniej jej nie zauważyłam-
trzeba to nadrobić)- nie jesteś wart nawet minuty myślenia o tobie.
Zdecydowanie odrzuciłam na bok kołdrę, energicznie wstałam i
odsunęłam zasłony. Było jeszcze szaro. Ale zapowiadał się naprawdę ładny
poranek. Potrząsnęłam głową, żeby odgonić natrętne myśli, które wciąż zaprzątały
mi umysł. Jest tylko jeden sposób żeby
się was pozbyć! – wyciągnęłam z szafy dres i sportową bluzę, związałam
włosy w ciasną kitkę, naciągnęłam na stopy wytarte adidasy i już po chwili
biegłam cichymi, zadumanymi ulicami Rzeszowa. Z każdym kolejnym odbiciem, moja
dusza odzyskiwała spokój. Zmęczenie skutecznie uwalniało głowę od
niepotrzebnych myśli. Oddech stawał się coraz płytszy i rwący, pot spływał mi
po twarzy. Przyspieszyłam i ostatkiem sił dobiegłam do parku. Tu zwolniłam.
Przeszłam do marszu, dzięki czemu udało mi się uniknąć czołowego zderzenia z wysoką
brunetką biegnącą z naprzeciwka. Nawet mnie nie zauważyła. Jaka skupiona! Obejrzałam się za
nią- nie zwalniała ani na chwilę. Po chwili zniknęła mi z oczu.
Dzień jak co dzień, jak i cały poprzedni tydzień. Kolejne elementy układanki komponowały się w sportową całość. Trening z
chłopakami, masaż, ćwiczenia, siłownia (uh, dalej nie potrafiłam przyzwyczaić
się do tego smrodu), przerwa, a potem znowu trening. Uwagi wymieniane z maserami, zwykle konstruktywne. W międzyczasie rozmowy i żarty. Powoli przyzwyczajałam się do bycia jedyną przedstawicielką płci pięknej wśród tych wyrośniętych facetów. Nie było łatwo- ale starałam się dostrzegać tylko pozytywy. Byłam z nimi coraz bardziej
zżyta. Jedynie ponury cień dzisiejszego poranka przesłonił mi radość z kolejnego siatkarskiego dnia. Był piątek, czyli weekendu początek, a więc jutro chłopcy mieli tylko jeden trening i wolny
wieczór, a w niedzielę wolne. Dlatego padł pomysł udania się do pubu i wypicia
kilku głębszych.
- Sara idziesz oczywiście z nami- oznajmił mi Bartman, gdy
wychodziliśmy wszyscy z hali.
- A skąd wiesz że nie mam na jutro jakichś planów? –
mrugnęłam do niego- żartuję przecież – zaśmiałam się widząc jego zaskoczoną minę
i poklepałam go po ramieniu - w sumie powinnam mieć jakieś życie poza wami, to nie jest normalne...
- No coś ty, nie miałem nic złego na myśli- szepnął przepraszająco.
- On nie chciał cię urazić bo boi się, że mu coś zrobisz na kolejnym
masażu- zarechotał tuż nad moją głową Igła- bez dyskusji, idziesz z nami. W
końcu musimy się integrować!- No i jak tu go nie lubić? Był naprawdę przezabawny.
- Lepiej powiedz co na to twoja żona – odciął się Zibi
- Zabieramy laski ze sobą, co nie, Pit?- libero poklepał
blondyna po plecach a ten z aprobatą poruszył brwiami
- Kosa a ty co tak milczysz, kogo jutro zabierasz?- włączył
się do rozmowy stojący do tej pory z boku Olieg.
- Przyjdę ja, i… jeszcze raz ja- wywołany brunet pokazał na siebie, a potem zrobił bliżej nieokreślony ruch, chyba przedstawiający jego drugą połówkę.
-W domu wszyscy zdrowi, Grzesiu?- zachichotał Igła i przywołał gestem resztę zespołu. Po dłuższej polsko-amerykańsko-niemiecko-serbkiej
rozmowie, zostało ustalone wszystko odnośnie jutrzejszego wieczoru. Pozwolili
mi w końcu wrócić do domu, gdy już sto razy obiecałam że na pewno jutro się
pojawię. Nie miałam wyboru. A co do chęci- krucho. Byłam padnięta po tym ciężkim tygodniu. Moje ciało jeszcze nie odreagowało nieprzespanego poranka. I czułam nadciągające na horyzoncie widmo zakwasów w ramionach. Dzisiejsze masaże były naprawdę ciężkie... Cholera, nogi mają ciężkie jak walenie! - klęłam w duchu. Ale te nagie torsy greckich bogów... To wynagradzało wszystkie bóle rąk i kręgosłupa.
Piątkowy wieczór postanowiłam
spędzić samotnie. Nie miałam ochoty na towarzystwo żadnego dryblasa. Dość już miałam udawania, że śmieszą mnie żarty Igły, że nie widzę ukradkowych
spojrzeń Kosy, że nie słyszę basowych komentarzy Grzyba na temat moich
pośladków, że nie rusza mnie nagi tors Bartmana, że nie czuję się jak przedszkolak stojąc przy nich, że nie mam ochoty oglądać jak się prześcigają w wywarciu "niezatartego wrażenia" na mnie, że nie jest mi głupio gdy
jęczą z bólu jak dzieci pod dotykiem moich rąk…
Czułam się po prostu do dupy. Było naprawdę źle. Chyba łapały mnie pierwsze oznaki nostalgii- za domem, za uczelnią i za
towarzyskim życiem z Krakowa. Moi przyjaciele pewnie teraz imprezują dzień za
dniem, w końcu semestr się jeszcze nie zaczął… Chwyciłam za słuchawkę.
- Iza? Cześć, tu Sara… -
szepnęłam zrezygnowana.
- Hej kochanie! Słuchaj, nie
bardzo mogę teraz rozmawiać, właśnie wrócił Dominik, lecę odgrzać mu obiad.
Zadzwonię do ciebie później. No, buziak!
- Jasne, pa…- chyba już tego nie
usłyszała, bo po drugiej stronie rozlegało się tylko ciche pikanie. Humor
pogarszał mi się z minuty na minutę, a najlepsza przyjaciółka zamiast mnie
wspierać, odgrzewała kotlety chłopakowi. Super. Ubrałam adidasy, dres i wyszłam
w ciepłą, wrześniową noc. Myślałam, że przebiegnę najwyżej z kilometr, na
więcej nie liczyłam. Ale mój umysł się wyłączył. Biegłam przed siebie, nie
zwracając na nic uwagi. Po chwili byłam już w tym samym parku co rano. Teraz było całkiem ciemno, nic nie widziałam. Brr… trochę niebezpiecznie. Zdałam sobie sprawę że to niezbyt odpowiedzialne. Kto mnie tu usłyszy? Z oddali dobiegły mnie
podniesione głosy. Przyspieszyłam.
- Nie możemy się dłużej tak kryć
po kątach!- teraz wyraźny, pełen rozpaczy damski głos słyszałam wyraźnie.
- Zrozum, ja nie potrafię
inaczej. Moja żona…- nie wierzyłam własnym uszom! Nie, to nie może być prawda.
Ale ten obcy akcent, i ten tembr głosu...
- Nic mnie to nie obchodzi! Twoja
żona- twój problem. Mogłeś się wycofać, dałam ci wolną rękę- głos kobiety był
teraz lodowaty. Aż się wzdrygnęłam. Nie wiedziałam co mam robić. Podejdę
bliżej- zauważą mnie. Przebiec- on pozna dres. Wrócić się? Chyba jedyna opcja.
Powoli zaczęłam iść do tyłu na palcach, najciszej jak potrafiłam.
- Proszę cię, załatwmy to jakoś
inaczej. Nie chcę cię stracić…- nie, nie mogłam się mylić. To na pewno był on.
- Tak, dziś ja, jutro ona. Nie
jestem dziwką, żeby pieprzyć się z tobą w hotelu albo spotykać nocą w parku!
Mam tego dość!- krzyknęła kobieta. Usłyszałam tylko odgłos wymierzanego
policzka
- Skoro tak chcesz to zakończyć…
- mężczyzna zaczął się oddalać w przeciwnym kierunku niż stałam. Odetchnęłam z
ulgą.
- Zaczekaj, proszę!- krzyknęła
kobieta, ale on już się nie odwrócił. Jego wysoka postać majaczyła w oddali.
Stałam jak wmurowana. Teraz, gdy już niebezpieczeństwo spotkania minęło, nie
mogłam zrozumieć tego, czego właśnie byłam świadkiem. Jak to? Dlaczego? A żona… I kim jest ta kobieta? Przecież… Nie, na
pewno to sobie wszystko wymyśliłam. Jedynie przeraźliwy szloch był w tym
wszystkim realny. Podeszłam do ławki zdrady i ujrzałam godny pożałowania widok.
Dziewczyna siedziała skulona , z głową schowaną w ramionach i kurczowo się
obejmowała. Nawet nie usłyszała jak podeszłam. Tragedia.
- Wszystko w porządku? – zapytałam
cicho. Dopiero teraz podniosła na mnie zapłakane oczy, a ja rozpoznałam w niej
brunetkę z porannej przebieżki. To ona o mało co na mnie nie wpadła. Zbieg
okoliczności?
- Tak, już tak- pociągnęła nosem
i wstała. Była ode mnie o głowę wyższa, a do bardzo niskich nie należałam. Nie
miała szpilek, tylko lekkie, płaskie sandały na rzemyki. Cała się trzęsła- z
płaczu i zimna (miała na sobie tylko letnią, czerwoną sukienkę). Zrobiło mi się
mimo wszystko jej żal.
- A nie wygląda. Strasznie
zapuchłaś. Masz- podałam jej chusteczkę, a ona posłusznie wysiąkała nos- oho,
kopalnie króla Salomona! – zaśmiałam się. Przyjrzała mi się uważnie.
- Skąd się tu wzięłaś? Słyszałaś
coś?- spytała podejrzliwie.
- Pokłóciłaś się z kimś, prawda? –
odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Spytałam pierwsza- syknęła.
- Nie-skłamałam bez mrugnięcia
okiem. Nie mogę się ujawnić, to by go
zniszczyło!- Z daleka tylko widziałam jak ktoś stąd odchodzi- dodałam.
- Jestem Sabina- podała mi wątłą
dłoń, którą skwapliwie ujęłam.
- Sara. Esy floresy z nas!-
zachichotałam- widziałam cię dziś tu-w parku- jak biegałaś. Niezłe tempo!
- Dzięki. Trenuję lekkoatletykę. Ale
ty chyba też coś uprawiasz, skoro już drugi raz dzisiaj masz na sobie dres!- zauważyła
trafnie.
- Zmęczenie jest moim lekiem na
wszystko – wzruszyłam ramionami- tak jest mi łatwiej się wyłączyć. Idziesz?-
pokazałam głową na drogę.
- Jasne. Nie zamierzam tu
nocować- zironizowała. Twarda sztuka! Gdyby nie to, co słyszałam, mogłabym ją
polubić. Poszłyśmy równym krokiem w stronę ulicznych latarni. W milczeniu każda
pogrążyła się w swoich myślach. Dotarłyśmy do większego skrzyżowania.
- Idę w lewo- oznajmiłam.
- Ja prosto. W takim razie… do
zobaczenia na porannym joggingu? – uśmiechnęła się. Była naprawdę ładna.
Zielone oczy błyszczały w mroku, a malinowe usta odwracały uwagę od
zapuchniętego nosa. Już nie dziwię się,
czemu na nią poleciał.
- Jak wstanę- usłyszałam swój
lodowaty głos. Boże, przecież ona mi nic nie zrobiła! Ogarnij się, bo weźmie cię za sukę. Przecież nie znasz całej historii-
nie oceniaj! – to znaczy, chciałam powiedzieć, że nie jestem pewna o
której- zmusiłam się do uśmiechu.
- No to nic, może jeszcze się
spotkamy- westchnęła Sabina- cześć, Sara!- uśmiechnęła się na pożegnanie i
poszła w swoją stronę. Zostałam sama z coraz ciemniejszymi myślami.
Nasuwało mi się tylko jedno, zasadnicze pytanie: co zrobię, gdy jutro go
zobaczę?!
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Biegniesz, nie chcesz zostać w tyle. Przyspieszasz. Twoje ciało buntuje się przed taką katorgą, ale nie dajesz mu wyboru. Zmuszasz je do działania. Mięśnie rwą cię na całym ciele, ale nie ustajesz. Co będzie jak upadniesz? Nie wiesz. Nie myślisz. Nawet nie zwracasz uwagi na ruchy nóg, a ręce za każdym razem wyginają się i prostują w wyuczonych pozycjach. Skaczesz. Twój serw trafia w boisko. Rzucasz się do piłki, nie zdążyłeś. Klniesz. Kurwa. Wstajesz, otrzepujesz się. Uginasz nogi. to słodkie oczekiwanie. W końcu! Wystawa na ciebie, zbliżasz się do siatki. Tak, właśnie tak. Wznosisz się do góry. Zawisasz w powietrzu i wyczekujesz. Kiwka. Bingo! Widzisz uznanie w oczach trenera. Dobrze, coś ci wyszło. Chociaż ta jedna rzecz w twoim gównianym życiu. Jedna, udana akcja.
Dziś odsłaniam Wam inną twarz Sary. Trochę zagadkowo się zrobiło, ale czymś muszę Was zaciekawić! ;) Uwzględniłam komentarz o nawiasach, mam nadzieję że lepiej się czyta. Czy rozdział nie jest trochę za krótki? Piszcie, bo biorę pod uwagę wszystkie Wasze opinie :D
Pozdrawiam i zachęcam do czytania, S.
Ja osobiście lubię długie rozdziały, jednak wiem, że czasami ciężko jest coś wykrzesać :) Ale ten rozdział był jak dla mnie...odpowiedni, bardzo zagadkowo się zrobiło! Czekam z niecierpliwością na następny. Co do nawiasów, to mi one nie przeszkadzały za specjalnie, bo były w nich myśli głównej bohaterki, ale jeśli komuś nie pasowały to najwidoczniej dobrze, że zmieniłaś :)) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRozdział super, najlepsze są długie więc jeśli tylko możesz pisz jak najdłuższe! :D
OdpowiedzUsuńRozumiem że dodajesz rozdziały codziennie? jeśli tak to świetnie ;)
Pozdrawiam ;)
Teraz mam dłuższą przerwę po zaliczonej sesji, także czasu na pisanie aż nadto. Postaram się opublikować jak najwięcej, bo później z czasem może być krucho... Nowe rozdziały będą się pojawiać co dzień lub co 2 ;)
UsuńNo zrobiło się tajemniczo ^^ Bardzo fajny, ciekawy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńWciągam się coraz bardziej w tą historię :)
Dziękuje za usunięcie nawiasów..chociaż naprawdę nie przeszkadzały mi one tak bardzo :D :*
Czekam na następny! :)
Kiedy mogę się go spodziewać? :D
Marta♥
Postaram się jak najszybciej, jutro lub w czwartek ;) Jak masz więcej uwag- pisz, bo to naprawdę bardzo pomocne przy pisaniu ;)
Usuńno to się zrobiło tajemniczo:) kim jest tajemniczy osobnik z parku? a kim ten z początku rozdziału? Na pewno nas nie zawiedziedziesz i w swoim czasie wszystkiego się dowiemy:))
OdpowiedzUsuńco do nawiasów to szczerze nie zwróciłam na nie uwagi;p mi się dobrze czyta i tak, i tak:)
pozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
bardzo się cieszę, że zostawiłaś mi namiary na swojego bloga! :) Od samego początku spodobało mi się to opowiadanie! Sara mistrzowsko gasiła Bartmana z tymi jego odzywkami. Taka praca to marzenie :) Dobrze, że dogaduje się z chłopakami z drużyny, mam nadzieję, że nie opuści nas opis tego spotkania na piwo! I faktycznie trochę tajemniczo się zrobiło. Jak dla mnie to możesz pisać jak najdłuższe rozdziały, bo uważam, że takie są najlepsze, choć sama osobiście ostatnio mam z tym problem. ;) Pozdrawiam i czekam na następny, Embouteillages z http://time-for-a-new-life.blogspot.com/ ;*
OdpowiedzUsuńCo do tych nawiasów, to mi nie przeszkadzały, nawet bym powiedziała, że mi bardziej urzeczywistniały myśli bohaterki. :) Więc jak dla mnie mogą być one dalej :D Bardzo lubię takie rozdziały jak te, takie tajemnicze. Lubię, jak coś jest niejasne i niewyjaśnione od początku :) Ten rozdział wydaje mi się być mniej optymistyczny i pozytywny, w porównaniu do poprzednich, ale i tak świetnie się czyta, masz bardzo hm.. przyjemny sposób opisywania tego wszystkiego :) Naprawdę super się czyta.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny, dodawaj szybko! :)
http://nad-przepasciaa.blogspot.com/
Hej :) Dzięki za link i czekam na więcej bo bardzo fajnie mi się to czyta serio serio ;) Daj znać kiedy następny rozdział xoxo K.
OdpowiedzUsuńwww.majkawskrze.blogspot.com
hej : ) Zapraszam na pierwszy rozdział :) http://terazniejszosc-obciazona-przeszloscia.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZaintrygowało mnie, kto był tym facetem w parku. Który z siatkarzy ma kogoś za plecami swojej żony?
OdpowiedzUsuńNo nic, przyjdzie mi czekać na kolejny ;)
Dziękuję za wyróżnienie, jak tylko znajdę chwilę, na pewno się tym zajmę ;))
OdpowiedzUsuńZapraszam na Lekcję 14 na http://lekcja-milosci-fc.blogspot.com/ :))
OdpowiedzUsuńczy muszę mówić, jak bardzo mi się podoba? A może wystarczy: <333333333333333333333333
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział
http://spala-baby.blogspot.com/ & http://jsw-cherry-bomb.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo intrygująco. Tak naprawdę to niczego nie wiem :P Nie wiem kim jest ten człowiek z początku rozdziału, (myślę że on się tu pojawi jeszcze), a mężczyzną z parku może być to Zibi, ale żona?? To chyba nie pasuje :P Ogólnie bardzo fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńOho, i zrobiło się tajemniczo. Zastanawiam się, który to siatkarz ma panienkę na boku. Czyżby Igła??
OdpowiedzUsuńPoza tym fajnie, że Sara złapała taki dobry kontakt z Resoviakami; widać, że od razu się polubili. I jakby nie patrzeć, to oni są jedynymi osobami, do których może się w Rzeszowie odezwać, bo przecież nikogo innego nie zna. A co, niech idzie z nimi na piwo! Niech się dziewczyna trochę rozerwie, anie tylko praca i praca. :)