niedziela, 10 lutego 2013

Prolog, czyli pierwsze starcie z Krakowianki z Rzeszowem.


Z głową pełną dzikich marzeń, z nadzieją na nowe, ekscytujące życie, jechałam do Rzeszowa. W samochodzie (kupionym prawie za bezcen), robiącym wrażenie na facetach- tak, właśnie tak! Drobna dziewczyna z seksownym uśmiechem na ustach , wysiadająca z Jeepa Commandera, z markową torbą i w masywnych koturnach zawsze przyciąga spojrzenia fanów motoryzacji i dużych (niestety) biustów. Bujając się przy soczystych taktach Billie Holiday, jechałam autostradą  z Krakowa do Rzeszowa, układając w głowie cały plan działania. Po kolei odhaczam na wirtualnej liście rzeczy do zrobienia. Ja- obecna! Walizka- w bagażniku. Okulary? – tym razem soczewki. Referencje- są. Swoją drogą, postarał się prof. Czernichowski z tym listem polecającym. Nie wiem, czy to sprawka Rymidzyńskiego (mojego byłego), ale zaledwie jeden telefon do Rzeszowa  wystarczył- chcieli się ze mną spotkać. Dalej… Adresy potencjalnych mieszkań- kilka mam pozaznaczanych. Ale na to za wcześnie- w końcu nie wiem czy dostanę tę robotę! Zapędziłam się. No nic, włączam kierunek i zjeżdżam na obwodnicę. Mój pojazd mknie z (prawie) prędkością światła. Widzę już pierwsze zabudowania, za chwilę Rzeszów w całej okazałości odsłania się w świetle ostrego, późno- sierpniowego słońca. Szybkie spojrzenie na zegarek- 14. Idealnie- spotkanie zaplanowano na 16, mam czas żeby spokojnie dojechać do hali, znaleźć jakąś kawiarnię z napojami i toaletą, odświeżyć się i mogę podbijać świat sportu. Nucę do szybkiego „Immigrant song” Led Zeppelinu, którzy niezawodnie od lat wprawiają mnie w bojowy nastrój. Po kilku minutach podjeżdżam pod halę Asseco Resovii- nie powiem, robi wrażenie! Parking jest pusty, zaledwie kilka samochodów stoi na tej ogromnej przestrzeni. Zamykam samochód i jedynie z torebką zmierzam w stronę miłej kawiarenki która mignęła mi koło drogi dojazdowej.
                Delektuję się zimnym sorbetem malinowym i lodowatą wodą z miętą i limetką. Dogłębnie oziębiona, odświeżona w przestronnej toalecie, odpoczywam w ciszy. Zamykam oczy i rozmyślam jak to będzie. To mój pierwszy tego rodzaju staż, właściwie to nawet projekt. Dziwne, że bez żadnego sprzeciwu mój promotor wyraził na to zgodę. Nawet nie ma nade mną kontroli! Te 2 miasta dzieli tyle kilometrów… No nic, przeciągam się, z żalem spoglądając na lody niesione przez kelnerkę i wychodzę z tej oazy chłodu w żar sierpniowego popołudnia. Wchodząc do hali sportowej, kątem oka widzę jakiegoś dryblasa idącego za mną. Przytrzymuje mi drzwi i wchodzi za mną. No nie… Z tego upału, zmęczenia drogą i zamyślenia nie poznałam samego Bartmana! Ale mnie- Sary, nic przecież nie zbija z pantykału! Uśmiecham się z wdzięcznością do tego zabójczo przystojnego siatkarza (niestety nie da się na to nie zwrócić uwagi, stojąc z nim twarzą w twarz) i patrząc mu w oczy (co jest jednak trudne, pomimo moich koturn), pytam:
- Gdzie znajdę gabinet prezesa?
Zaskoczony moim bezpośrednim pytaniem (chyba liczył na coś bardziej filmowego- wnioskuję po bacznym zlustrowaniu mnie od blond włosów, przez lekką, letnią ale elegancką bluzkę, czarną mini i beżowe koturny), potrafił jedynie wskazać na długi korytarz z wieloma drzwiami, który ciągnął się w drugą stronę od części sportowej.
- Dzięki- uśmiechnęłam się z przekąsem, patrząc jak się czerwieni (serio?!). Po chwili jednak zreflektował się i podał mi rękę.
- Zbigniew Bartman, atakujący Resovii. Zaprowadzić Panią? - usłyszałam męski lecz dość wysoki głos, jednak jego seksowne usta skrzywiły się w sepleniącym grymasie. Cały czar prysł. Rozluźniłam się i chwyciłam wyciągniętą rękę.
- Sara Markiewicz. Dziękuję, trafię. Zapewne jest na drzwiach tabliczka z napisem „prezes”- zadrwiłam mu w żywe oczy. Zrozumiał kpinę, ale w jego zabójczych oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia i żywego zainteresowania, brak urazy.
- W takim razie, do widzenia!- uśmiechnął się i poszedł w stronę szatni.
Żwawym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Już na drugich, tabliczka „prezes” pyszniła się swoją złotą poświatą. Zapukałam.
- Proszę! Po naciśnięciu klamki moim oczom ukazał się przestronny, dobrze urządzony gabinet. Pośrodku biurko, za nim prezes. Od razu przeszłam do rzeczy. Przedstawiłam się, podałam referencje, wymagane dokumenty, patrząc mu prosto w oczy odpowiedziałam na wszystkie zadane pytania, żadne nie zbiły mnie z tropu. Z lekką kpiną potraktowałam kwestię miejsca pracy i rok ukończenia studiów- doskonale znał szczegóły, nie wiem po co pytał. Popatrzył na mnie z uznaniem.
- Jest pani idealna na to stanowisko. Właśnie kogoś takiego szukaliśmy. Nasz zespół jest prawie kompletny, a ten wakat czekał właśnie na Panią! A podczas rozmowy z profesorem tak naprawdę podjąłem już decyzję że chcę wziąć udział w czymś takim. Taka studentka, z takimi wynikami, i właśnie z naszymi młodzikami chce pracować nad pracą magisterską! Może Pani zaczynać od razu! Treningi rozpoczynamy od września, także może już się Pani rozglądać za mieszkaniem. A i jeszcze jedno. Główny fizjoterapeuta zespołu chciałby się z Panią zobaczyć i przetestować. Kiedy Pani odpowiada?
- Może być teraz? Nie chcę tracić czasu. I proszę mi mówić Sara- nie lubię tych konwenansów w stylu per Pani- uśmiechnęłam się.
- Świetnie, wydaje mi się, że jeszcze jest, miał zajęcia z dwoma zawodnikami. Przygotowujemy ich powoli do nowego ligowego sezonu… Proszę za mną– poprowadził mnie na halę.
Weszliśmy na halę. To robi wrażenie! Od razu zobaczyłam napakowanego gościa w dresie, ale sympatycznego z twarzy, który rozmawiał z dwoma dryblasami z mokrymi koszulkami i pijącymi łapczywie wodę. Wszyscy odwrócili się na mój widok i prawie musieli zbierać szczęki z podłogi.
- Dzień dobry, jestem Sara, nowa fizjo od młodzików- podałam im wszystkim rękę i pogrążyłam się w rozmowie z maserem. Okazało się, że ci dwaj to właśnie młodzicy, którzy korzystając z końcówki wakacji, szlifują formę na siłowni i Sali. Część jeszcze nie dojechała, każdy tak naprawdę na własną rękę przygotowywał się przez wakacje, a klubowe szlifowanie formy zaczyna się od września. Tak samo zawodowa liga. Większość odpoczywała na zasłużonych wakacjach po ciężkim sezonie reprezentacyjnym (widocznie Zibi Bartman bardzo się nudził, skoro już teraz był na nieoficjalnym treningu). Dostałam koszulkę Sovii i dres (oczywiście nawet najmniejszy jaki mieli był o wiele za duży…) i poszłam się przebrać. Po drodze wpadłam na Bartmana, który z niezmiernym zdumieniem gapił się to na mnie- to na dres w mojej ręce. Wzruszyłam ramionami i poszłam do szatni, wciąż czując na sobie jego pytające spojrzenie. Gdy wróciłam, był już tylko jeden młodzik, drugi i Zibi poszli na siłownię. Maser zabrał nas do pomieszczenia rehabilitacyjnego, młody ułożył się na stole do masażu i dostałam wolną rękę. Zaczęłam od przedstawienia się, wytłumaczenia im obu jaki jest cel mojego stażu tutaj (czyli badania nad najczęstszymi kontuzjami siatkarzy i innowacyjnych metodach leczenia ich już w najwcześniejszym stadium) i pokazałam kilka technik (bezbolesnych dla młodego), a maser patrzył z uznaniem. Poprosił jeszcze o kilka metod masażu, ćwiczeń i w sumie tyle. Nic szczególnego. Powiedział że mam być od września od 10 rano na hali, podał godziny treningów i zasugerował że mogę mu pomagać (jak zaistnieje taka potrzeba) w rehabilitacji zawodowych graczy.
No. I to by było na tyle mojego pierwszego dnia w Rzeszowie. Zapowiada się ciekawie! Jadę pod adres z gazety, może uda mi się jeszcze dzisiaj wynająć mieszkanie? 

7 komentarzy:

  1. Ciekawe jak dalej potoczy się życie Sary w Rzeszowie???Może dojdzie do czegoś bliższego pomiędzy nią i Zbigniewem?

    http://urojona-milosc.blogspot.com/ Zapraszam do mnie! Też dopiero zaczynam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. me gustuję <3
    miałaś mnie od początku(tak, jestem fanką motoryzacji i Led Zeppelinu, zwłaszcza Immigrant Song. Zapowiada się ciekawie, informuj mnie o nowych rozdziałach <3
    http://spala-baby.blogspot.com & http://jsw-cherry-bomb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O, super to wszystko opisałaś :) Sara wydaje się być pewną siebie kobietą, co straasznie mi się podoba. Mam nadzieję, że niedługo Sara zaangażuje się w rehabilitację zawodowych graczy! :D
    Czekam na nowy i zapraszam do siebie, też zaczynam - http://nad-przepasciaa.blogspot.com/ :)
    I poinformuj mnie, jeśli dodasz coś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się ciekawie :). Jeśli możesz informuj mnie o nowościach :)
    i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com
    sparkle-in-the-eyes.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za informację o tym blogu ;) Bardzo podoba mi się początek tej historii. Bohaterowie też bardzo ciekawi. Informuj mnie, jeśli możesz na :http://lekcja-milosci-fc.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. po przeczytaniu prologu śmiało stwierdzam, że zapowiada się interesująco:) na pewno będę tu zaglądać regularnie:))
    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja kochana S., obiecałam zarówno Tobie, jak i sobie (choć sobie chyba nawet bardziej), że kiedyś zbiorę się do kupy i przeczytam tego bloga od deski do deski. Chyba właśnie nadszedł ten moment. ;) Poza tym, chciałam to zrobić teraz, kiedy Ty nie masz dostępu do internetu i nie wiesz, co się tu święci. Skomentuję każdy rozdział, może nie będę pisać (jak to mam w zwyczaju) długich wywodów, ale skomentuję. :) Mam nadzieję, że po powrocie, będzie to dla Ciebie choć mała, maluteńka niespodzianka. :)
    Chyba nie muszę mówić, że po przeczytaniu prologu kupiłaś mnie całkowicie, nie? :) Już Ty dobrze wiesz, dlaczego. :*

    całuję, Ziomek :*

    OdpowiedzUsuń